Jak dowiedział się DGP, jeszcze w styczniu przedstawiciele gmin mają się spotkać z kierownictwem MSWiA. W ocenie lokalnych włodarzy większy wpływ na zmiany granic powinni mieć mieszkańcy

Rozmowy w tej sprawie chce zainicjować Związek Gmin Wiejskich RP (ZGWRP), a samo spotkanie odbędzie się najprawdopodobniej przy okazji styczniowego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Samorządowcy, po konsultacjach z przedstawicielami pozostałych korporacji, chcą położyć na stole projekt nowelizacji przepisów. Lokalni włodarze domagają się szybkich prac nad zmianami, bo już dziś na nowo rozgorzały konflikty: o granice Słupska, który chce przejąć tereny Kobylnicy i Redzikowa, czy między miastem a gminą Chełm. Poszerzyć swoje terytorium kosztem okolicznych gmin chce również Radom.

Głos mieszkańców w sprawie zmiany granic

Dziś do zmiany granic wystarczy wniosek samorządu, który chce przejąć dany teren (przegłosowany np. przez radę miejską), opiniowany przez właściwego wojewodę, i zgoda rządu w postaci rozporządzenia. W przypadku spornych przejęć schemat jest zazwyczaj ten sam. Miasto argumentuje, że jest lokomotywą lokalnego rozwoju i potrzebuje terenów inwestycyjnych. Mniejsze gminy natomiast nie chcą oddawać terenów, z których czerpią wpływy podatkowe czy w które wcześniej już inwestowały. W skonfliktowanych samorządach przeprowadzane są konsultacje, ale ich wynik nie musi mieć wpływu na ostateczną decyzję rządu.

– Chcielibyśmy ucywilizować całe postępowanie – przekonuje Stanisław Jastrzębski, przewodniczący ZGWRP i wójt gminy Długosiodło. W ocenie związku o zmianach powinni decydować mieszkańcy w drodze referendum zawsze wtedy, gdy oddawane tereny stanowią 10 proc. terytorium lub zamieszkuje je 10 proc. mieszkańców. Wynik miałby być wiążący przy przynajmniej 20 proc. frekwencji. Dodatkowo samorządy mogłyby inicjować przejęcia tylko raz na pięć lat (dziś mogą to robić co roku), a zmiany granic podlegałyby kontroli sądowej.

– Decyzja podlegałaby zaskarżeniu do sądu administracyjnego, a do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia skargi postępowanie w danej sprawie ulegałoby zawieszeniu – dodaje Stanisław Jastrzębski. Według ZGWRP nie powinno dochodzić do przejęć terenów, jeśli gmina je tracąca po zmianach liczyłaby mniej niż 5 tys. mieszkańców. To mogłoby prowadzić do problemów z jej utrzymaniem.

Kto za to zapłaci?

Bardzo istotna jest też kwestia rozliczeń finansowych, która dziś nie jest uregulowana. Mniejsze samorządy chciałyby, aby miasta pokrywały koszty poniesione wcześniej na danym terenie i wstępowały we wszystkie prawa i obowiązki związane z przejmowanym mieniem. Do tego – ich zdaniem – trzeba uwzględnić utracone korzyści np. z podatków płaconych przez mieszkańców czy firmy z danego terenu.

Również w ocenie ekspertów zmiany granic gmin nie powinny wynikać z jednostronnej decyzji rządu na wniosek samorządu zainteresowanego przejęciem. Przypominają postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z 12 maja 2009 r. (sygn. akt S 3/09), który zwracał uwagę na potrzebę zabezpieczenia JST przed zmianami ich granic.

– Niestety kolejne rządy nie były zainteresowane nowymi regulacjami, które w oczywisty sposób prowadziłyby do ograniczenia kompetencji Rady Ministrów. Głos mieszkańców powinien mieć dużo większe znaczenie w procedurze zmian granic gmin. Interesującym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie rekompensaty wypłacanej przez Skarb Państwa gminie, której sytuacja, szczególnie finansowa, pogorszyła się w wyniku zmian terytorialnych – mówi Grzegorz Drozd z Kancelarii Radców Prawnych Drozd & Pięta we Wrocławiu.

– Projektowane zmiany powinny dążyć do zapewnienia stabilizacji podziału terytorialnego państwa, w tym poprzez wprowadzenie kilkuletniego okresu karencji przy składaniu kolejnych wniosków dotyczących zmiany granic tych samych gmin przez ten sam organ stanowiący lub ograniczenia możliwości wnioskowania o zmianę granic wyłącznie raz w danej kadencji organów jednostek samorządu terytorialnego – podkreśla Maciej Kiełbus, partner zarządzający w Ziemski & Partners Kancelaria Prawna Kostrzewska, Kołodziejczak i Wspólnicy sp.k. w Poznaniu.

Stare i nowe spory o granice miast

Gorąco jest znowu na linii Słupsk–Redzikowo. Tym razem miasto chce przejąć tereny Włynkówka. Słupscy radni argumentują, że miasto potrzebuje nowych terenów do inwestycji. W 2023 r. zabrało już część terenów gminy Redzikowo-Płaszewko, które wcześniej samorząd dostał w ramach rekompensaty za tereny oddane pod budowę tarczy antyrakietowej.

– Zmiany, które obowiązują od 2023 r., to roczny ubytek w budżecie gminy Redzikowo już prawie 10 mln zł. Zmiana, która jest dziś proponowana, to kolejne 3 mln zł – mówi Adam Jaśkiewicz, zastępca wójta gminy Redzikowo. Co ciekawe, gmina spłaca jeszcze kredyty pozyskane na inwestycje w Płaszewku.

Słupsk chce również pozyskać część Kobylnicy, która dopiero co, od 1 stycznia br., została miastem. W ocenie władz Kobylnicy, jeśli do przejęcia dojdzie, to tegoroczna zmiana straci sens – z miasta ubędzie 1,9 tys. mieszkańców i sporo zagospodarowanego terenu.

– To w zasadzie połowa miasta i to ta, która jest najbardziej zurbanizowana, na której znajdują się sklepy wielkopowierzchniowe, siedziby dużych firm znanych w całej Europie. Bez tego nie będziemy miastem, bo zostanie nam kilka ulic, dwa osiedla, dwie firmy i kościół – tłumaczy Anna Gliniecka-Woś, burmistrz Kobylnicy.

Wzajemnymi oskarżeniami w mediach społecznościowych obrzucają się z kolei włodarze miasta i gminy Chełm. Tu również chodzi o zwiększenie terytorium tego pierwszego. Podobnie jest w Radomiu, który planuje przejęcie terenów m.in. Jedlni-Letniska czy Kowali. Wójt tej drugiej wprost mówi o wrogim przejęciu. ©℗

ikona lupy />
Nowe miasta na mapie Polski / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe