Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych będą nadal obecne na akwenie Morza Południowochińskiego zgodnie z prawem międzynarodowym - oświadczył w środę przebywający z wizytą w chińskiej bazie marynarki dowódca operacji morskich USA admirał John Richardson.

Podczas spotkania z jednym z dowódców chińskiej floty Yuan Yubaiem Richardson "podkreślił znaczenie prowadzonych zgodnie z prawem i bezpiecznych operacji na południu Chin, oraz w innych miejscach, gdzie działają profesjonalne siły morskie" - relacjonowała marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych.

Admirał Richardson dodał, że siły USA będą żeglować, latać i działać gdziekolwiek zezwala na to międzynarodowe prawo.

"Amerykańska marynarka będzie nadal prowadzić rutynowe i zgodne z prawem operacje na całym świecie, w tym na Morzu Południowochińskim, aby bronić praw, wolności i zgodnej z prawem możliwości korzystania z mórz i przestrzeni powietrznych dla wszystkich. To się nie zmieni" - podkreślił amerykański dowódca.

Zapewnił jednocześnie o woli USA do pogłębiania relacji z siłami morskimi Chin.

W zeszłym tygodniu Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze unieważnił chińskie roszczenia terytorialne na Morzu Południowochińskim. Uznał, że Chiny nie mają prawa do zasobów w tzw. linii dziewięciu kresek, obejmującej ok. 85 proc. obszaru Morza Południowochińskiego. Trybunał orzekł też, że wyspy z archipelagu Spratly, do którego pretensje zgłaszają m.in. Wietnam i Malezja, nie były zamieszkane przez stabilne społeczności, lecz tylko czasami wykorzystywane przez rybaków i górników. Oznacza to, że kraje, które je kontrolują, nie mają prawa do liczących 200 mil morskich stref ekonomicznych w otaczających je wodach.

Pekin nie uznaje tego wyroku. Jednocześnie komunistyczne władze oskarżają Stany Zjednoczone o podsycanie napięcia wokół kwestii Morza Południowochińskiego. (PAP)