Sytuacja zewnętrzna powinna skłonić polityków do kompromisu, co oznacza, że Mariano Rajoy chyba pozostanie premierem.
Pełniący obowiązki premiera Hiszpanii Mariano Rajoy zyskał jeszcze jeden argument w swoich staraniach o pozostanie na stanowisku na kolejną kadencję – bezrobocie w tym kraju spadło do najniższego poziomu od siedmiu lat.
Rajoy, szef rządzącej od końca 2011 r. centroprawicowej Partii Ludowej, w zeszłym tygodniu rozpoczął rozmowy z liderami pozostałych ugrupowań na temat stworzenia normalnie funkcjonującego rządu, a tym samym przełamania trwającego od grudnia pata politycznego w Hiszpanii. Choć wyniki przeprowadzonych 26 czerwca powtórzonych wyborów nie różnią się w zasadniczy sposób od tych z grudnia, wydaje się, że teraz o przełamanie impasu będzie łatwiej. Partia Ludowa jest bowiem jedynym ugrupowaniem, które poprawiło swój stan posiadania w parlamencie w porównaniu z poprzednimi wyborami, zatem pozostałe partie nie mają za bardzo argumentów, by ją w dalszym ciągu blokować. Dodatkowo sytuacja międzynarodowa powinna skłonić hiszpańskich polityków do pójścia na większe kompromisy.
Partia Ludowa ma teraz w Kongresie Deputowanych 137 mandatów, czyli o 14 więcej niż do tej pory, ale nadal zbyt mało do bezwzględnej większości. Jej najbardziej naturalnym koalicjantem jest nowa centrowa, probiznesowa partia Ciudadanos, ale ona najgorzej wyszła na powtórce wyborów – straciła osiem mandatów, czyli jedną piątą dotychczasowego stanu posiadania. Część elektoratu ukarała ją za próbę wejścia do koalicji tworzonej – bez powodzenia zresztą – z socjalistyczną PSOE po poprzednich wyborach i znów poparła Partię Ludową. W efekcie razem wciąż mają mniej niż połowę miejsc w parlamencie. Dlatego Rajoy niedługo po ogłoszeniu wyników zapowiedział, że będzie rozmawiał o stworzeniu wielkiej koalicji – nie tylko z Ciudadanos, ale i z PSOE – drugą co do wielkości partią w parlamencie. Taki układ wydaje się mało prawdopodobny, bo dla socjalistów wchodzenie do rządu tworzonego przez partię, która od prawie 40 lat jest ich głównym politycznym rywalem, byłoby bardzo niewygodne. Lider Ciudadanos Albert Rivera przed wyborami też wprawdzie zarzekał się, że nie mogą oni zaakceptować, by premierem pozostał Rajoy – który siłą rzeczy jest odpowiedzialny za liczne skandale korupcyjne w swojej partii – ale po wyborach spuścił z tonu i wyraził gotowość rozmawiania o reformach, dodając, że odejście szefa rządu nie jest warunkiem niezbędnym.
Jako że Rajoy nie może też liczyć na poparcie którejś z partii regionalnych (do parlamentu weszły dwa ugrupowania katalońskie, dwa baskijskie i jedno reprezentujące Wyspy Kanaryjskie), jedynym sensownym rozwiązaniem jest rząd mniejszościowy – albo samej Partii Ludowej, albo wraz z Ciudadanos – który do uzyskania wotum zaufania potrzebowałby, aby albo socjaliści, albo partie regionalne wstrzymali się od głosu. To pewnie będzie wymagało jakichś ustępstw na ich rzecz, ale jest to scenariusz realny. – Najbardziej normalnym rozwiązaniem byłoby, gdyby Mariano Rajoy rządził przy naszych głosach wstrzymujących się, ale będzie to usprawiedliwione tylko wtedy, gdy zademonstrujemy, że naprawdę nie było innego wyboru – powiedział anonimowo agencji AFP bliski współpracownik szefa socjalistów Pedro Sancheza. Być może PSOE i Ciudadanos będą próbowali uzyskać w zamian za poparcie rządu to, by na jego czele stanął ktoś inny niż Rajoy, ale wątpliwe, czy to się uda. Poza tym – nawet jeśli, to premierem nadal byłby polityk Partii Ludowej.
Teoretycznie jest możliwe, aby powstała koalicja PSOE, radykalnie lewicowego bloku Unidos Podemos – który zajął w wyborach trzecie miejsce – oraz Ciudadanos albo że znowu nie dojdzie do powołania rządu i potrzebne będą jeszcze jedne wybory. Pierwsze rozwiązanie jest mało realne, bo pomiędzy dwoma lewicowymi ugrupowaniami istnieje spora nieufność i rywalizacja, a drugie – bo kolejne wybory niewiele zmienią, a głównym przegranym będzie hiszpańska gospodarka. Według jedynego dotychczas sondażu, który został przeprowadzony po czerwcowych wyborach, Partia Ludowa znów nieco by zyskała, a socjaliści i Ciudadanos trochę stracili, zatem blokowanie rządu Partii Ludowej tylko pogarsza ich sytuację. Zresztą wyborcy też są już coraz bardziej sfrustrowani przedłużającym się impasem, więc gdyby się okazało, że politycy znów nie potrafią się porozumieć, niezbyt wysokie zaufanie do całej klasy politycznej spadłoby jeszcze mocniej.
– Kluczowe jest, abyśmy mieli rząd najpóźniej przed końcem lipca lub na początku sierpnia, bo wyzwania, które przed nami stoją, są znaczące – powiedział dziennikarzom Rajoy. Faktycznie, sytuacja zewnętrzna powinna mobilizować polityków do zawarcia porozumienia. Po pierwsze chodzi o polityczną i gospodarczą niepewność związaną z wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Hiszpania jest jednym z państw najbardziej zainteresowanych rozwojem sytuacji, bo jedną z konsekwencji Brexitu może być rozpad Zjednoczonego Królestwa, a Madryt obawia się, że ewentualna niepodległość Szkocji wzmocni i tak bardzo silne nastroje secesjonistyczne w Katalonii. Z tego też powodu rząd hiszpański najgłośniej mówi, że nie ma mowy, by Szkocja pozostała w Unii Europejskiej lub wróciła do niej poprzez jakąś przyspieszoną procedurę. A znacznie poważniej brane jest pod uwagę stanowisko stałego rządu niż takiego, który od ponad pół roku ogranicza się tylko do bieżącego zarządzania krajem.
Po drugie, chodzi o uniknięcie kar ze strony Komisji Europejskiej za nadmierny deficyt budżetowy. Według nieoficjalnych źródeł Komisja miała wczoraj dać Hiszpanii i Portugalii czas do 27 lipca na przestawienie sposobów zmniejszenia deficytu zgodnie z ustalonym wspólnie harmonogramem. W zeszłym roku Hiszpania zanotowała deficyt w wysokości 5,1 proc. PKB, podczas gdy uzgodniony z Komisją plan przewidywał, że będzie to 4 proc., a w bieżącym roku uda się zejść poniżej maksymalnego dozwolonego poziomu 3 proc. Najpierw jednak gabinet Rajoya trochę poluzował oszczędności w związku z grudniową kampanią wyborczą, a później – gdy okazało się, że nowego rządu nie uda się stworzyć – nie można było też przyjąć żadnych planów na ograniczenie deficytu w tym roku.
Problem z nadmiernym deficytem nie zmienia jednak faktu, że hiszpańska gospodarka ma się coraz lepiej. W pierwszym kwartale 2016 r. wzrost gospodarczy w ujęciu rok do roku wyniósł 3,4 proc. PKB. Poprawia się też sytuacja na rynku pracy. Jak podało w poniedziałek Ministerstwo Pracy i Spraw Socjalnych, w maju liczba osób bez pracy zmniejszyła się o ponad 124 tys., co było największym miesięcznym spadkiem od trzech lat, zaś ich ogólna liczba wyniosła 3,767 mln, czyli była najmniejsza od września 2009 r.