Były burmistrz Londynu Boris Johnson, jeden z głównych konserwatywnych polityków popierających wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, odrzucił w poniedziałek ostrzeżenie premiera Davida Camerona, że Brexit może zachwiać bezpieczeństwem w Europie.

"Nie sądzę, aby premier mógł na serio uważać, że wyjście z Unii Europejskiej może wywołać wojnę, biorąc pod uwagę, że jeszcze kilka miesięcy temu był gotowy rekomendować obywatelom oddanie takiego głosu, gdyby nie zostały spełnione jego postulaty dotyczące znaczącej reformy wspólnoty" - powiedział w swoim najdłuższym w tej kampanii wystąpieniu popularny polityk wskazywany jako potencjalny następca premiera Camerona, jeśli w czerwcowym referendum Brytyjczycy zdecydują się opuścić Unią Europejską.

Johnson podkreślił, że - jego zdaniem - w przypadku kryzysu w Bośni i na Ukrainie Unia Europejska bardziej destabilizowała pokój niż go wspierała. "Widziałem katastrofalny efekt, kiedy Unia Europejska wzięła się za porządkowanie byłej Jugosławii, i widziałem, jak dopiero NATO rozwiązało ten problem" - powiedział.

"Unia Europejska pogorszyła problemy przez zbyt wczesne uznanie Chorwacji. A jeśli chcecie przykładu unijnej polityki zagranicznej, która nie została wystarczająco przemyślana, unijnych pretensji do prowadzenia polityki bezpieczeństwa, która spowodowała realne problemy - spójrzcie na Ukrainę. To bardzo istotne, aby nie mieszać roli Unii Europejskiej i NATO" - podkreślił Johnson.

Były burmistrz Londynu odrzucił również zarzuty, że zwolennicy wyjścia ze wspólnoty są ksenofobami, krytycznymi wobec całej Europy i idei współpracy między narodami w ramach kontynentu, koncentrując swoją krytykę bezpośrednio na obecnej formie integracji w ramach Unii Europejskiej.

"To obraźliwe, niewłaściwe i kretyńskie, kiedy jestem oskarżany - czasami przez ludzi, którzy ledwo mówią w obcym języku - że należę do grupy ograniczonych ksenofobów (popierając wyjście W. Brytanii z Unii Europejskiej). Prawda jest taka, że Brexit stał się teraz wielkim projektem europejskiego liberalizmu, a dalsze popieranie Unii Europejskiej - pomimo wszystkich ideałów, z którymi kiedyś się wiązała - wspieraniem ancien regime" - ocenił, dodając, że wypowiada się przeciwko "obskuranckiemu i uniwersalistycznemu systemowi rządów, który już dawno przestał być przydatny".

Johnson, który stał na czele brytyjskiej stolicy przez osiem lat, podkreślił, że przez lata promował naukę innych europejskich języków (sam posługuje się francuskim i niemieckim) i że studiował historię i kulturę antycznej Grecji i starożytnego Rzymu.

"Przede wszystkim jest jednak zdumiewające, że zwolennicy pozostania w Unii Europejskiej mówią, iż po lutowym porozumieniu żyjemy teraz w +zreformowanej+ wspólnocie, podczas gdy nie było żadnych zmian dotyczących kompetencji Unii Europejskiej, żadnej zmiany traktatów, niczego w sprawie rolnictwa, roli sądów, kontroli granicznej - niczego, co w jakikolwiek sposób przypominałoby postulaty, które były nam obiecane w przemówieniu (Davida Camerona w londyńskiej siedzibie agencji informacyjnej Bloomberg) w 2013 roku" - mówił Johnson, żartując, że taki opis jest niezgodny z unijnymi regulacjami dotyczącymi uczciwego opisu propozycji handlowej.

Były burmistrz Londynu skrytykował także niezdolność brytyjskiego rządu do ograniczenia imigracji, uznając, że owa niezdolność jest "głęboko szkodliwa dla publicznego zaufania do demokracji". "Co roku brytyjscy politycy zapowiadają obniżenie imigracji do dziesiątek tysięcy, a następnie mijają się z tym celem o kilkaset tysięcy, dodając co roku populację wielkości Newcastle" - powiedział.

"W Europie nie istnieje wspólna kultura polityczna, wspólne media, poczucie humoru lub satyry, ani nawet - i to jest ważne - świadomość polityki innych państw, co sprawia, że Unia Europejska nie spełnia dwóch podstawowych warunków, które pozwalają jakiejkolwiek demokracji sprawnie funkcjonować: zaufania i wstydu. Nie ma zaufania, bo częściowo ludzie nie rozumieją siebie nawzajem i swoich języków; wstydu - bo nie wiadomo, kogo się zawodzi, jeśli nadużywa się działania Unii Europejskiej" - ocenił, dodając, że z tego wywodzą się liczne nadużycia unijnych środków.

Krótko po tym przemówieniu były polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski skrytykował na Twitterze komentarze Johnsona dotyczące Ukrainy, pytając: "Jeśli Stany Zjednoczone zawrą TTIP (porozumienia o wolnym handlu) z Unią Europejską, ale nie z Rosją, czy ta będzie +sprowokowana+ do inwazji na nas?".

"Borys, czas podjąć decyzję: czy w sprawie Unii Europejskiej jesteś z prezydentem USA czy z prezydentem Putinem? Milion Polaków w UK chciałby wiedzieć" - napisał też Sikorski.

Z kolei wielu brytyjskich dziennikarzy wytknęło Johnsonowi, że w napisanej półtora roku temu biografii Winstona Churchilla wspominał o "spektakularnym sukcesie" Unii Europejskiej w zapewnianiu bezpieczeństwa na kontynencie. Krytycy zarzucili Johnsonowi cyniczną zmianę poglądów w związku z trwającą kampanią referendalną.

Przemówienie byłego burmistrza Londynu było zaplanowane jako odpowiedź na poranne wystąpienie premiera Davida Camerona, który ostrzegł, że ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilności kraju i całego kontynentu.

"Czy bez cienia wątpliwości możemy być pewni, że pokój i stabilność naszego kontynentu są zapewnione? Czy (wyjście z UE) jest warte tego ryzyka? Nie spieszyłbym się nadmiernie z przyjmowaniem takiego założenia" - mówił Cameron.