Premier Ewa Kopacz uczestniczy w rozmowach z pielęgniarkami w resorcie zdrowia. Domagają się one wzrostu wynagrodzeń o półtora tysiąca złotych i lepszych warunków pracy. W spotkaniu bierze też udział minister zdrowia, Marian Zembala.

Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Lucyna Dargiewicz powiedziała Informacyjnej Agencji Radiowej przed rozmowami, że pielęgniarki idą na nie z nadzieją, iż problemy pielęgniarek zostaną w końcu rozwiązane. Podkreśliła jednak, że są to rozmowy ostatniej szansy. "Później nie będzie z kim rozmawiać, bo pielęgniarek po prostu nie będzie" - oświadczyła przewodnicząca. Dodała, że jeżeli rząd chce autentycznie rozwiązać problem, a nie prowadzić gry wyborczej, to podejdzie do sprawy poważnie. "Pielęgniarki dzisiaj mówią dość! Musimy zarobić tyle, żeby się utrzymać" - powiedziała Lucyna Dargiewicz przypominając, że gdy protestowali górnicy, to pieniądze dla nich się znalazły.
Pielęgniarki i położne domagają się podwyżek płac o 1500 złotych oraz poprawy warunków pracy. Chodzi o określenie przy zawieraniu przez NFZ umów ze szpitalami liczby pielęgniarek i położnych niezbędnych na oddziałach .

W ubiegłym tygodniu minister zdrowia uczestniczył w negocjacjach strajkujących pielęgniarek z dyrekcją szpitala w Wyszkowie. Obiecał pielęgniarkom i położnym podwyżki od września. Pieniądze miały pochodzić z Narodowego Funduszu Zdrowia. Natomiast o ich wysokości mieliby decydować liderzy środowiska pielęgniarskiego oraz dyrektorzy placówek, uwzględniając fachowość, doświadczenie i umiejętności osoby zatrudnionej.
Przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek Lucyna Dargiewicz podkreśla, że 300 złotych brutto to za mało, poza tym nie do zaakceptowania są takie warunki podziału pieniędzy.