Zapaliło się zielone światło dla rozwiązań korzystnych dla podatników i przedsiębiorców. To ma poprawić pozycję Bronisława Komorowskiego
Wynik I tury wyborów prezydenckich zmobilizował Platformę Obywatelską i PSL do działania. Jest zgoda na blokowane do tej pory rozwiązania, takie jak prezydencki projekt ordynacji podatkowej czy prawo działalności gospodarczej autorstwa resortu gospodarki. Na zapleczu rządu trwają dyskusje na temat innych rozwiązań, które nie pozwolą opozycji przechwycić głosów PO w wyborach prezydenckich, ale także parlamentarnych. W grę wchodzi kilka pomysłów, ale nie są to rozwiązania proste.

Wcześniejsza obniżka VAT

Zgodnie z obowiązującym prawem podwyższone stawki VAT mają obowiązywać do końca przyszłego roku. Od 1 stycznia 2017 r. z automatu stawka podstawowa ma spaść z 23 do 22 proc. Rząd nie będzie miał żadnych podstaw, żeby utrzymywać podwyższony VAT, bo dług publiczny nie przekroczył w ostatnich latach 55 proc. PKB. Obniżenie VAT jest formalnie proste – wystarczy nowelizacja jednego zapisu z ustawy. Można ją przeprowadzić od 1 stycznia 2016 r., czyli rok wcześniej, niż wynika z ustawy, ale można w zasadzie w dowolnym momencie roku podatkowego. Przy politycznej determinacji w parlamencie sprawę można załatwić w ciągu kilku tygodni.
Tyle że Polska zabiega w Komisji Europejskiej o zdjęcie procedury nadmiernego deficytu. Są na to szanse, bo deficyt w 2014 r. był niski (spadł do 3,2 proc.), a perspektywa jest optymistyczna: KE zakłada, że już w tym roku dziura w finansach zmaleje do 2,8 proc. PKB. Na pewno nie ma mowy o obniżce VAT przed zdjęciem procedury. Bo nie wiadomo, czy Komisja nie potraktowałaby tego jako odchodzenia od konsolidacji finansów publicznych.
Podwyżki dla budżetówki
Podobny problem jest z drugim pomysłem: odmrożeniem płac w administracji. Budżetówka nie miała podwyżek od 7 lat, co tłumaczono dyscypliną wydatkową. A brak podwyżek był przedstawiany KE jako dowód determinacji rządu w porządkowaniu finansów publicznych. Podwyżki KE mogłaby zinterpretować jako luzowanie polityki fiskalnej.
Eksperci są zdania, że decyzja o podwyżkach ekonomicznie się broni. Wskazują na rażącą dysproporcję: od 2008 r., gdy po raz pierwszy zamrożono płace w administracji, średnie zarobki w gospodarce narodowej wzrosły o 28 proc. Według danych GUS średnia pensja brutto w gospodarce wynosiła w zeszłym roku 3783 zł i w ciągu ostatnich sześciu lat wzrosła o 840 zł. Bez podwyżek może dojść do erozji kadr w budżetówce: najlepsi przejdą do sektora prywatnego, zaś ci, którzy zostaną, nie będą mieli motywacji do pracy, a ich rozwój będzie ograniczony. To niebezpieczne, jeśli wziąć pod uwagę, że to administracja jest odpowiedzialna w dużym stopniu za tworzenie i egzekwowanie prawa oraz absorpcję środków unijnych.
Inna sprawa to wariant podwyżki, na jaki zdecyduje się rząd. Największe szanse ma opcja zwiększenia funduszu płac – to dawałoby swobodę szefom jednostek budżetowych w indywidualnym kształtowaniu podwyżek. Inny scenariusz to zwiększenie kwoty bazowej: wszystkie płace wzrosną o taką samą kwotę.

Większa kwota wolna

Podwyżki kwoty wolnej od podatku domagała się większość kandydatów w wyborach prezydenckich. Konkurent Bronisława Komorowskiego – Andrzej Duda – proponuje, by było to 8 tys. zł zamiast obecnych 3091 zł. Tyle że koszty dla budżetu to 16 mld zł, więc suma kompletnie nierealna. Możliwa jest natomiast waloryzacja kwoty wolnej np. o skumulowaną inflację od 2008 r., co wyniosłoby ok. 14 proc. Tyle że realnie zysk dla podatników z takiej operacji nie byłby duży, a więc także zauważalny politycznie.
Zmiany w kwocie wolnej także wymagają zdjęcia procedury nadmiernego deficytu, gdyż jej utrzymanie na zapisany w ustawie poziomie raportowaliśmy Brukseli jako środek walki z deficytem.

Waloryzacja emerytur

W rządzie trwa liczenie, na jaką wersję waloryzacji stać będzie przyszłoroczny budżet. Wiele wskazuje na to, że będziemy mieli powtórkę z tego roku z waloryzacją mieszaną w wysokości 36 zł. – Chyba mniej nie możemy dać, inaczej spadnie na nas krytyka, że emeryci dostaną głodowe podwyżki – mówi nam jeden z polityków PO. Powód jest prosty – w tym roku będziemy mieli deflację, więc przyszłoroczna ustawowa podwyżka emerytur i rent będzie niska. W praktyce oznacza to, że waloryzacja dokonana byłaby 20-proc. wskaźnikiem wzrostu płac, czyli wyniosłaby ok. 0,6 do 0,8 proc. W przypadku najniższych emerytur oznacza to kilka dodatkowych złotych. Politycy koalicji boją się reakcji na takie sumy, stąd pomysł powtórzenia tegorocznej metody waloryzacji, gwarantującej minimalną kwotę podwyżki. Tyle że zwykła waloryzacja to ok. 1 mld zł, a mieszana byłaby o 2,7 mld zł droższa.

Większe prawa podatnika

O ile zmiany w VAT i podwyżki dla budżetówki mogą być kontrowersyjne z punktu widzenia relacji polskiego rządu z Brukselą, o tyle łatwiej będzie wytłumaczyć zmiany w ordynacji podatkowej. W tej sprawie rząd zmienił optykę. Najpierw zrezygnował z długo forsowanej klauzuli obejścia prawa, która miała ukrócić agresywną optymalizację podatkową – czyli transakcje, których jedynym celem jest obniżanie należnego podatku. Na tym jednak nie koniec. Resort finansów stopował projekt nowelizacji ordynacji podatkowej autorstwa prezydenta, którego osią była zasada rozstrzygania wątpliwości w sprawach podatkowych na korzyść podatnika. Chciał wprowadzić tę zasadę dopiero przy okazji całkowitej zmiany prawa podatkowego w 2016 r. Ale i tu nastąpiła wczoraj wyraźna zmiana stanowiska, bo rząd przyjął założenia do nowego prawa działalności gospodarczej. Znajduje się w nim zapis bliźniaczo podobny do tego z prezydenckiej ordynacji. Prawo przyjmuje bowiem zasadę domniemania uczciwości przedsiębiorcy, co oznacza, że wszystkie wątpliwości mają być rozstrzygane na korzyść przedsiębiorcy.
Główne pytanie dotyczące wyborczych prezentów dotyczy tego, ile wytrzyma budżet. Polskie finanse publiczne są w dobrej formie, ale jesteśmy na ścieżce dalszego zmniejszenia deficytu. – Wydaje mi się, że wszystkie propozycje będą poważnie oglądane pod kątem wpływu na finanse publiczne i duże, ciężkie gatunkowo projekty o wpływie na budżet powyżej 1 mld zł mają małe szanse na wejście w życie – zauważa dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.