Zorganizowana przez BBC przedwyborcza debata telewizyjna liderów 5 brytyjskich partii opozycyjnych przyniosła falę ataków na odchodzący rząd premiera Davida Camerona. Ale jej najciekawszym momentem była otwarta oferta sojuszu między szkockimi nacjonalistami a Partią Pracy.

Czworo z piątki polityków na podium - labourzysta Ed Miliband oraz liderki partii Zielonych, walijskiej i szkockich nacjonalistów nie zostawiło suchej nitki na nieobecnym liderze konserwatystów. Pod koniec debaty liderka szkockiej SNP, Nicola Sturgeon wystąpiła więc z logiczną ofertą współpracy. "Jeśli 8 maja w Izbie Gmin będzie więcej przeciwników torysów, niż posłów konserwatywnych, to wspólnie możemy zagrodzić Davidowi Cameronowi drogę na Downing Street" - mówiła.

Ale lider labourzystów nie nie mógł przyjąć takiej oferty od partii, która pół roku temu próbowała rozbić Wielką Brytanię - i ma to nadal w swoim programie. Odmowa Eda Milibanda sprowokowała gniewną reakcję Nicoli Sturgeon. "A więc wolicie raczej powrót Davida Camerona na Downing Street? Naród wam tego nigdy nie wybaczy" - mówiła.

Piąty uczestnik debaty, Nigel Farage z UKIP skwitował dylemat lidera labourzystów celną uwagą: "Ed Miliband nie mógłby zostać premierem bez 40 posłów Nicoli Sturgeon. Ale wielu angielskich wyborców mocno niepokoi, że szkocki ogon machałby wtedy angielskim psem" - mówił Farage.