Europa walczy na dwóch frontach: wschodnim i południowym. Jak na skalę zagrożenia, radzi sobie dobrze – mówi Roland Freudenstein, wiceszef Centrum Studiów Europejskich
Roland Freudenstein, wiceszef brukselskiego Centrum Studiów Europejskich im. Wilfrieda Martensa / Dziennik Gazeta Prawna
Czy można podejrzewać, że sankcje unijne na Rosję zostaną osłabione, rozmiękczone i docelowo Unia Europejska z nich zrezygnuje?
Jeszcze nie. Na razie jest zgoda na ich przedłużenie. Jeszcze rok temu nie można było marzyć o tym, że będą unijne sankcje w takim wymiarze. Dopóki porozumienie Mińsk II nie zostanie w pełni zrealizowane, nie będzie zmiany w sankcjach. Nie znaczy to, że pojedyncze kraje nie będą ich krytykować.
Z jednej strony obowiązują wspólne sankcje, a z drugiej jednak różne kraje unijne dalej robią interesy z Rosją.
Może się dogadują, ale jeżeli chodzi o sankcje, sytuacja jest jasna. Na przykład pewne produkty potrzebne do sprzętu elektronicznego objęte są sankcjami i nawet Węgry czy Austria nimi nie handlują. Pytanie, co będzie w przyszłym roku. Osobny rozdział to mistrale. Co rusz ktoś z Francuzów grozi, że jednak sprzedadzą je Rosji. Nie sądzę jednak, by do końca roku to się udało.
Co by się stało, gdyby któryś z krajów Wspólnoty złamał embargo i wbrew sankcjom dogadał się z Rosją?
Oznaczałoby to głęboki kryzys polityczny Unii. Są określone zasady dotyczące tego typu sytuacji. Wówczas w grę wchodziłyby wewnętrzne sankcje na kraje, które naruszyły wewnętrzny konsensus. Fundusze unijne dla nich przeznaczone zostałyby zamrożone i nie byłyby wypłacane.
Wyobraźmy sobie scenariusz: Grecja dogaduje się z Rosją, która obiecuje pomoc w spłacie długów. Ateny wyłamują się z polityki sankcji. Rosja pomaga jej dodatkowo uporać się z sankcjami wewnętrznymi. Wywołałoby to efekt domina?
Rosja oczywiście może spłacić Grecję i utrzymywać ją, ale tylko przez krótki czas, najwyżej kilka miesięcy. W tym czasie przecież Grecja nie wzmocni na tyle swojej sytuacji ekonomicznej. Sama Rosja przeżywa kryzys. Ma rezerwę dewiz najwyżej na kilkanaście miesięcy. Chyba że Rosja radykalnie ograniczyłaby wydatki na cele społeczne, emerytury, renty itd. Ale to groziłoby wybuchem niezadowolenia.
Węgry i Grecja oficjalnie nie unikają mocnych słów w krytyce sankcji. Grożą, że się z nich wycofają. Ale gdy przychodzi co do czego, rezygnują z weta. Jak odczytywać taką retorykę?
Węgry to specjalny przypadek. Na pewno próbują sprytnie balansować między Rosją a Unią. To ryzykowna gra i w którymś momencie mogą pójść za daleko. Myślę jednak, że premier Orban jest tego świadomy i nie przekroczy tej granicy.
Pana zdaniem format normandzki rozmów pokojowych jest dobry? Może nadszedł czas włączenia do niego przedstawicieli UE?
Nie format, ale postawa Europy jest decydująca. Trzeba stanowczości i rozsądku. Kanclerz Merkel i Donald Tusk są najbardziej rozsądni w polityce wobec Rosji. Jestem daleki od krytyki ich postępowania.
A kto na tę krytykę w UE zasługuje?
Szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini na przykład. Nie widzi skali problemu w polityce rosyjskiej i sytuacji na Ukrainie. Jej zdaniem to odwracanie uwagi od prawdziwych problemów, którymi są polityka klimatyczna, wirus ebola w Afryce i może jeszcze Libia i Iran.
W dniu, w którym doszło do zamachu w Tunisie, Rosja i Osetia Południowa podpisały porozumienie o integracji.
Rosja korzysta z faktu, że w wypadku ataków terrorystycznych i ofensywy Państwa Islamskiego uwaga Zachodu jest skoncentrowana na Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie. Czyli południowych granicach Unii. Intensyfikacja walk we wschodniej Ukrainie zbiegła się z atakiem na siedzibę „Charlie Hebdo”. Od dawna zagrożenie nie występowało równocześnie na dwóch flankach UE: wschodzie i południu. Oba regiony graniczne, czyli z jednej strony Polska, kraje bałtyckie, a z drugiej Włochy, Hiszpania, Francja, uważają, że to one są w najtrudniejszej sytuacji i potrzebują wsparcia. Istnieje między nimi rodzaj rywalizacji i wzajemnego niezrozumienia. Nie chcę porównać Rosji i ISIS, ale obie strony atakują najważniejsze wartości Unii Europejskiej. I obie korzystają z osłabienia Europy i NATO.