Paryski marsz solidarności jednoczy przedstawicieli różnych religii. Według stołecznej policji uczestniczy w nim około półtora miliona ludzi. Za grupą polityków - przedstawicieli władz Francji, Unii Europejskiej i wielu krajów - idą paryżanie i przyjezdni z wielu francuskich miast.

W jednej z grup, zgromadzonych na Placu Republiki, idą obok siebie Muzułmanin i przedstawiciel gminy żydowskiej. Niosą transparenty, mówiące o sympatii i przyjaźni między obu wspólnotami. Przedstawiciel wspólnoty muzułmańskiej przekonywał, że słowa o przyjaźni na transparencie mają wielką siłę. Trzeba je powtarzać, by śmierć wszystkich, którzy zginęli w ostatnich dniach, nie była daremna. Przesłanie o przyjaźni i miłości nie zna bowiem granic ani barier. Towarzyszący mu rabin podkreślał, że przedstawiciele wszystkich religii powinni się zjednoczyć w działaniu i wzajemnie szanować. Wtedy nie dojdzie do takich tragedii, jak kilka dni temu we francuskiej stolicy.

Francuzi zebrali się dziś w Paryżu, by wspólnie wyrazić sprzeciw wobec ostatnich zamachów i oddać hołd ofiarom. W tym tygodniu z rąk terrorystów zginęło 17 osób, w tym pracownicy satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”, policjantka i klienci sklepu koszernego. Wiele tysięcy osób przyszło na to zgromadzenie z hasłami „Jestem Charlie” w kilku językach. Na czele razem z prezydentem Francji szła kanclerz Niemiec, premierzy Wielkiej Brytanii, Włoch, Polski, a także premier Izraela oraz przywódca Autonomii Palestyńskiej.