Sformowanie koalicji udało się belgijskim partiom politycznym dopiero w październiku - 4 miesiące po wyborach. Większość kluczowych stanowisk w rządzie zajęli Flamandowie, niektórzy bardzo kontrowersyjni. Szef MSW - flamandzki nacjonalista Jan Jambon nie ukrywa na przykład, że z pewnym zrozumieniem podchodzi do osób kolaborujących z nazistami w czasie II wojny światowej.
Prawdziwe problemy zaczęły się jednak wtedy, gdy nowa koalicja zaprezentowała program polityczny, a w nim m.in. podwyższenie wieku emerytalnego i ograniczenie świadczeń dla bezrobotnych. Już na początku listopada belgijskie związki zawodowe zorganizowały protest, który nieoczekiwanie przerodził się w zamieszki. Później w cotygodniowych manifestacjach strajkujący paraliżowali ruch na drodze, torach i w powietrzu - najpierw w poszczególnych prowincjach, a w końcu w całym kraju. Co na to premier? "Apeluję o spokój w najbliższych tygodniach i miesiącach, byśmy mogli rozmawiać" - mówił w telewizji RTBF Charles Michel. Na razie związkowcy wstrzymali się z protestami do stycznia.