Tysiące kilometrów na liczniku marszałka Sikorskiego wyjeżdżono wyłącznie w sprawach służbowych. Tak przynajmniej przekonuje sam marszałek. "Wprost" postanowił to zweryfikować.

Reporterzy tygodnika odwiedzili okręg wyborczy Sikorskiego. Według ich relacji aktywność polityka była tam mało zauważalna. Tymczasem w ciągu ostatnich lat Sikorski swoim prywatnym samochodem w celach służbowych miał na koszt podatnika "wyjeździć" ok. 80 tys. zł. Jak wylicza Wprost w 2009 roku 1200 zł, w 2010: 21,1 tys, w 2012: 25 tys., w 2013: 19,1 tys a w 2014 9,6 tys zł.

"Wielokrotnie byłem w Biskupinie, gdzie prowadziłem kampanię wyborczą. 9 czy 10 razy widziałem się bractwem kurkowym w Kcyni. Jeździłem z Warszawy do mojego okręgu wyborczego (bydgoskiego - red.) 300 km i po okręgu. Widziałem się z działaczami politycznymi w Szubinie. Najwięcej kursów było między Bydgoszczą a Warszawą, pomijam już dyżury w biurze poselskim. Jestem już zmęczony nagonką na mnie i jeśli ktoś zarzuci mi złamanie prawa, to ta sprawa znajdzie swój finał w sądzi" - cytuje słowa Sikorskiego Gazeta.pl