Wirtuoza można poznać po tym, że potrafi grać na kilku fortepianach jednocześnie. Na ilu politycznych fortepianach zagrał Piłsudski, gdy pojawiła się szansa odrodzenia Polski – trudno zliczyć
Naród w tej biedzie jedno znajduje lekarstwo: Piłsudski. Od hiszpańskiej choroby, od Niemców, od samolubstwa magnatów, głupoty polityków, od głodu i braku pieniędzy leczy ta uniwersalna recepta” – zapisał 14 listopada 1918 r. w dzienniku Jan Zamorski.
Polityk Narodowej Demokracji, podobnie jak wiele innych osób, nie mógł pojąć, co takiego Polacy widzą w Piłsudskim. Ledwie dekadę wcześniej działacz PPS o pseudonimie „Wiktor” uchodził za lewicowego wywrotowca organizującego zamachy na carskich szpicli i napady na pociągi. Na jego tle liderzy endecji sprawiali wrażenie statecznych i godnych zaufania przywódców. I to ich, a nie rewolucjonistów, popierała większość mieszkańców Królestwa Polskiego oraz Wielkopolski. Ale upłynęło zaledwie dziesięć lat i nikt już nie mógł mierzyć się z Piłsudskim w sprawowaniu rządu dusz. Dawny terrorysta stał się żywą legendą. Kimś, komu Polacy chcieli oddać władzę.
Czekając na wojnę
Trzy miesiące przed napadem na pociąg w Bezdanach, wiozący cenny ładunek z Wilna do Petersburga, Piłsudski zaprosił do siebie na rozmowę o wolnej Polsce Kazimierza Sosnkowskiego. Dawny podkomendny dowodził Organizacją Bojową PPS w okręgu warszawskim, lecz po upadku w Rosji rewolucji 1905 r. rzucił działalność wywrotową i marzył o studiowaniu architektury we Włoszech. Choć chwilowo musiał zadowolić się tym, co zaoferowała mu, jako świeżo upieczonemu studentowi, Politechnika Lwowska.
Piłsudski potrafił mówić przekonująco. Ani 1905 r., ani akcje terrorystyczne Organizacji Bojowej – dowodził – nie przybliżyły Polaków do niepodległości. Co więcej, lewicowe idee PPS odstraszały ludzi o konserwatywnych poglądach. Z dwojga złego woleli oni współpracę z zaborcami niż z terrorystami. W efekcie Roman Dmowski i endecja ostentacyjnie okazywali lojalność wobec cara, licząc w zamian na większe swobody polityczne dla Polaków. Ale wedle kalkulacji Piłsudskiego w Europie wojna między mocarstwami stawała się nieunikniona. Po jej wybuchu Polska miała szansę na odzyskanie niepodległości, ale tylko wówczas, gdy większość społeczeństwa odrzuci polityczne podziały. A w razie konieczności weźmie udział w powstaniu. To wymagało stworzenia tajnej organizacji, która nie byłaby jednoznacznie kojarzona z PPS ani nawet z lewicą. Zdolnej przyciągnąć młodych ludzi mających różne zapatrywania polityczne. O pomoc w tym przedsięwzięciu Piłsudski poprosił właśnie Sosnkowskiego. Po czym zniknął.
Pierwsze zebranie konspiratorów odbyło się pod koniec czerwca 1908 r. w mieszkaniu Sosnkowskiego przy ul. Lenartowicza we Lwowie. Przybyli studenci politechniki postanowili zorganizować neutralny ideologicznie Związek Walki Czynnej (ZWC). Jego głównym celem było przygotowanie powstania. Po przyjęciu wszystkich stosownych uchwał uczestnicy spotkania poszli przed kamienicę, w której mieszkał Władysław Sikorski, aby zrealizować ostatnią z nich. Tego dnia wystawił kolegów do wiatru i zamiast konspirować, poszedł na uczelnię zdawać egzaminy. Ci w odwecie wygwizdali przyszłego generała, budząc przy okazji innych mieszkańców. Ale niedługo potem wybaczyli mu i zgodzili się przyjąć go w swe szeregi.
Sikorski wcześniej działał w Związku Młodzieży Polskiej „Zet” przygotowującym kadry dla Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. Jego pojawienie się w ZWC oznaczało otwarcie na środowisko wrogie wobec PPS. To wywołało ferment w szeregach tej organizacji. „Zaognienie w tej materii było tak duże, że Bolesław Antoni Jędrzejowski, człowiek o wielkim napięciu uczuć narodowo-patriotycznych, wysłał do lwowskiej sekcji PPS Frakcji Rewolucyjnej na ręce Kukiela (Marian Kukiel, późniejszy generał i historyk wojskowości – aut.) polecenie natychmiastowego wycofania się z ZWC” – zapisał we wspomnieniach Walery Sławek.
W ostatniej chwili, nim inicjatywie studentów ukręcono łeb, do Galicji wrócił Piłsudski. Do coraz dłuższej listy awanturniczych wyczynów dodał brawurowy napad na pociąg pocztowy w Bezdanach, do którego doszło 26 września 1908 r. Choć od sławy ważniejsze było to, że przywiózł ze sobą zrabowane Rosjanom 200 tys. rubli w banknotach oraz 177 tys. w papierach wartościowych. Ten, kto dysponował tak olbrzymią sumą, mógł rozdawać karty w politycznej rozgrywce. „Wiktor” sprawnie poradził sobie z oburzeniem starych rewolucjonistów, zmuszając ich do zaakceptowania ZWC. Sprzyjała mu sytuacja międzynarodowa. Austro-Węgry jesienią 1908 r. dokonały aneksji Bośni i Hercegowiny. Na Bałkanach wrzało, a Rosja coraz mocniej upominała się o prawa Słowian. Wojna powszechna wisiała na włosku.
Mnożenie fortepianów
Jednak do zimy mocarstwa uspokoiły nastroje. Zamiast stanąć na czele powstania, Piłsudski jeździł z Krakowa do Lwowa i z powrotem, próbując uporządkować sprawy osobiste. Jego żona Maria Juszkiewicz uparcie odmawiała zgody na rozwód, do tego jeszcze ciężko się rozchorowała. Przebywająca we Lwowie Aleksandra Szczerbińska traciła cierpliwość, żądając od ukochanego, by zakończył małżeństwo. Ta patowa sytuacja plus wiele lat życia w stresie sprawiły, że kompletnie posypało się zdrowie także Piłsudskiego. Ogólne osłabienie, bóle w klatce piersiowej i tajemnicze nawroty wysokiej temperatury sprawiły, iż za namową przyjaciół wyjechał odpocząć nad Adriatyk. Tam przebywał prawie pół roku, nie potrafiąc przełamać bezwładu, w jaki popadł. Pisał jedynie długie listy do Szczerbińskiej, w których gęsto się tłumaczył, dlaczego nadal nie zerwał z żoną. „Ja uwzględniać muszę to gorsze w tych wypadkach położenie kobiety w stosunku do mężczyzny i marzyłem o tym, byśmy z Tobą wspólnie też mogli przenieść ciężkie chwile czasu przejściowego, który uznaję też trwa zbyt długo” – mętnie wyjaśniał.
Na szczęście latem znów zaczęło zbierać się na wojnę. To wróciło Piłsudskiemu chęci do życia. Najpierw przygotowywał plan obrabowania banku w Kijowe, lecz za rzecz priorytetową uznał XI Zjazd PPS w Wiedniu. Tam pod koniec sierpnia 1909 r. odzyskał pozycję kluczowego przywódcy. Oprócz niego do Centralnego Komitetu Robotniczego PPS weszli jeszcze zdolny publicysta Witold Jodko-Narkiewicz oraz Tytus Filipowicz, wierny przyboczny Piłsudskiego. Żaden z nich nie miał dość talentu, by forsować własne koncepcje polityczne. Partia, obok ZWC, stawała się dla Piłsudskiego użytecznym instrumentem przy realizacji dalekosiężnego planu.
Kolejnym z politycznych „fortepianów” były powołane niedługo później: Związek Strzelecki we Lwowie oraz krakowskie Towarzystwo „Strzelec”. Austriackie prawo zezwalało na rejestrowanie lokalnych organizacji, których członkowie doskonalili się w posługiwaniu bronią palną. Jednak administracja państwowa mogła je łatwo delegalizować. Aby temu zapobiec, Piłsudski podjął współpracę z austriackim wywiadem wojskowym oraz sztabem generalnym. Rosyjscy dyplomaci w stolicy Austro-Węgier wielokrotnie żądali od cesarza likwidacji organizacji polskich wywrotowców. Jednak za każdym razem skutecznie zapobiegał temu sztab generalny.
W tym czasie Piłsudski wykreował się na zwolennika przyłączenia w przyszłości ziem Królestwa Polskiego do monarchii Habsburgów. W Wiedniu zaczęto na serio rozważać stworzenie po zwycięskiej wojnie państwa rządzonego przez trzy równoprawne narody: Niemców, Węgrów i Polaków. Na tę iluzję najbardziej odporny pozostawał towarzysz „Wiktor”, traktując ją jedynie jako kolejny ze swoich „fortepianów”.
Stale też szukał nowych. Poza Polakami o własnym państwie marzyli Ukraińcy. Niedługo po sformowaniu organizacji strzeleckich Piłsudski zaczął szukać kontaktów z ukraińskimi nacjonalistami. Polskie powstanie miałoby większe szanse na rozbicie imperium Romanowów, gdyby równocześnie z nim wybuchło ukraińskie. O tym mówił w kwietniu 1911 r., podczas odczytu wygłoszonego w lwowskim lokalu Sicz. Obecnych na sali działaczy niepodległościowych starał się przekonać, że Polacy i Ukraińcy zamiast podsycać wzajemne waśnie, powinni działać jak sojusznicy wobec wspólnego, potężnego wroga.
Najważniejsza przepowiednia
Między planowaniem a realizacją planów często pojawia się przepaść. Nie inaczej działo się z tym, co przedsięwziął Piłsudski. Zarówno współpraca z Ukraińcami, jak i budowa własnych sił zbrojnych postępowały opornie. Na zwołanym w 1912 r. przez Władysława Studnickiego w Zakopanem zjeździe irredentystów to, co przedstawił Piłsudski, zabrzmiało wyjątkowo pesymistycznie.
Wówczas już tytularny Komendant ZWC mówił, iż w szeregi Strzelców wstąpiło zaledwie kilkuset ochotników. „Ludzie starsi i poważniejsi spoglądają na nich z uśmiechem szydersko pobłażliwym, uważając ich za ołowianych żołnierzyków” – zauważał. Wspomnienie powstańczych klęsk powodowało, że społeczeństwo z dystansem podchodziło do młodych ideowców. Piłsudski dostrzegał też inny, ważny problem – jakość kadry dowódczej. „Wykształcenie ludzi w organizacji przenosi wprawdzie zakres wiadomości oficera rezerwy, dochodzi czasem do oficera linii, ale nie odpowiada nigdy wykształceniu oficera sztabu” – wyjaśniał słuchaczom. Na dokładkę znów zaczynało brakować funduszy, bo te zdobyte w Bezdanach już wydano. A jak lubił mawiać Napoleon, „do prowadzenia wojny niezbędne są tylko trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze”.
Na zjeździe w Zakopanem pod wpływem Komendanta uchwalono utworzenie Polskiego Skarbu Wojskowego (PWS). Honorowym skarbnikiem został nestor ruchu socjalistycznego Bolesław Limanowski, lecz na co dzień zarządzał nim Sławek. Wkrótce udało się zorganizować w USA akcję propagandową, dzięki której konserwatywna Polonia wpłacała hojne składki na rzecz opanowanego de facto przez socjalistów PSW.
Ale Piłsudski coraz staranniej dbał, żeby nie wiązać jego osoby z żadną opcją polityczną. Zajął się też rozwiązywaniem problemu jakości kadr. W sierpniu 1913 r. we wsi Stróża niedaleko Limanowej uruchomiono szkołę letnią, nazywaną szumnie – oficerską. Wykłady prowadzili byli dowódcy Organizacji Bojowej PPS, w tym Piłsudski. Po kilku tygodniach zajęć teoretycznych kursantom zaserwowano ćwiczenia polowe. Pojawienie się w okolicach Zakopanego uzbrojonego oddziału hasającego po polach i lasach przeraziło lokalną administrację. Starosta z Nowego Targu wysłał depeszę aż do garnizonu we Lwowie, prosząc o natychmiastową odsiecz. Urzędników szybko uspokoił namiestnik Galicji Michał Bobrzyński. Nieświadom tego, iż znalazł się w gronie instrumentów, na jakich grał Piłsudski. Konserwatywny polityk, na co dzień wrogi wszelkiej maści lewicowcom i wywrotowcom, zaczął ich chronić ze względu na ostentacyjną antyrosyjskość Strzelców oraz ich Komendanta. Dzięki temu budowanie polskich sił zbrojnych kontynuowano bez jakichkolwiek przeszkód ze strony administracji państwowej.
„Jedynie miecz waży dziś coś na szali losów narodów” – wyjaśniał Piłsudski podczas wykładu wygłoszonego w Paryżu 21 lutego 1914 r. w Towarzystwie Geograficznym. „Naród, który chciałby przymknąć oczy na tę oczywistość, przekreśliłby bezpowrotnie swoją przyszłość. Nie wolno nam być takim właśnie narodem” – dodawał, nie oglądając się na to, iż wśród 500 osób na sali byli też agenci rosyjskiej ochrany. Wedle wspomnień Wiktora Czernowa po wykładzie Komendant pokusił się także o prognozę na przyszłość. Choć wielu historyków wątpi w rzetelność relacji rosyjskiego emigranta (potem polskiego agenta), to w kontekście następnych poczynań brzmi ona wiarygodnie. Piłsudski w przypływie szczerości powiedział, iż w nadchodzącej nieuchronnie wojnie Rosja zostanie rozgromiona przez dysponujące dużo większym potencjałem kraje centralne, ale one z kolei ulegną przewadze państw Zachodu. Polacy zaś powinni tak postępować, aby zawsze być w zwycięskim obozie.
Życie na stos
Wojny spodziewali się w Europie niemal wszyscy, a jednak jej wybuch zaskoczył nawet Piłsudskiego. To, że w płomieniach stanie cały Stary Kontynent, bo zastrzelono arcyksięcia Ferdynanda, wydało się zbyt absurdalne. Gdy w połowie lata mocarstwa zaczęły wypowiadać sobie wojny, członkowie drużyn strzeleckich rozkoszowali się wakacyjnymi wyjazdami. Komendant zareagował natychmiast, ogłaszając mobilizację w Krakowie. Ale stawiło się wówczas pod bronią zaledwie 160 osób. Dla zachowania fasonu nazwali się Pierwszą Kompanią Kadrową. Na rozkaz dowódcy wymaszerowali z krakowskich Oleandrów o świcie 6 sierpnia, prosto w stronę granicy z Rosją. Piłsudski działał w wielkim pośpiechu, bojąc się stracenia szansy wywołania w Królestwie Polskim powstania, które otwierałoby drogę do szybkiego utworzenia zalążka niepodległej Rzeczypospolitej.
Temu samemu celowi miało służyć utworzenie w Krakowie Naczelnego Komitetu Narodowego z myślą, iż odegra rolę przyszłego rządu. Ale wszystkie plany wzięły w łeb, bo Polacy z zaboru rosyjskiego zachowali się zupełnie inaczej, niż się po nich spodziewano. „Wmaszerowaliśmy do Kielc o godzinie drugiej po południu w szyku zwartym, całym baonem. Mieliśmy informację, że miasto jest wolne od wroga” – zapisał dowódca I plutonu Kompani Kadrowej Henryk Krok-Paszkowski. „Dziwiło nas chłodne, obojętne przyjęcie mieszkańców” – dodawał.
Rozczarowanie ochotników było ogromne. Mieszkańcy Królestwa zupełnie nie rwali się do walki z Rosjanami. Zabrakło nawet heroicznych zdarzeń. Najpierw żołnierze Piłsudskiego weszli do miasta 12 sierpnia, a dzień później się z niego wycofali, gdy zbliżyły się większe siły rosyjskie. „Taki przebieg miało nasze pierwsze starcie z Moskalami, pozbawione jakichkolwiek epizodów bohaterskich – najzupełniej nieciekawe taktycznie – ot, kilka strzałów obustronnie wymienionych i koniec” – wspominał adiutant Komendanta Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Rok później swoją strategiczną porażkę Piłsudski podsumował w rocznicowym rozkazie, przekazanym żołnierzom Pierwszej Brygady Legionów. Pocieszał ich: „Szabla nasza była mała, że nie była godna wielkiego, dwudziestomilionowego narodu – nie nasza w tym wina. Nie stał za nami naród, nie bojący się spojrzeć olbrzymim wypadkom w oczy”.
Zrzucenie odpowiedzialności na niedojrzały naród okazało się wygodnym wytłumaczeniem z porażki. Zwłaszcza że Komendant nie zamierzał rezygnować z gry na wielu fortepianach. Z jednej strony dzięki zgodzie rządów państw centralnych udało się stworzyć zaczątek polskiej armii w postaci trzech brygad. Bitwy, w których wzięły udział, m.in. pod Łowczówkiem, Rokitną czy Kostiuchnówką, budowały wśród Polaków legendę Komendanta i jego legionistów. Rzecz bezcenną na przyszłość. Jednocześnie Piłsudski zadbał, by nie uzależnić się zupełnie od niemieckich sojuszników. Dlatego już w sierpniu 1914 r. nakazał utworzyć konspiracyjną Polską Organizację Wojskową. Kierowanie nią przekazał jednemu ze swoich adiutantów por. Tadeuszowi Żulińskiemu. Członkowie POW zajmowali się wywiadem i przygotowywaniem akcji sabotażowych skierowanych przeciw Rosjanom. Jednak w razie potrzeby takie same działania mieli podejmować wobec II Rzeszy i Austro-Węgier.
Gdy latem 1915 r. wojska państw centralnych wyparły Rosjan z Królestwa i zajęły Warszawę, Piłsudski uznał, iż musi zadbać, by sojusznicy nie dostali zbyt wiele za darmo. Tymczasem do miasta przybył Władysław Sikorski, rozpoczynając w imieniu Naczelnego Komitetu Narodowego werbunek ochotników do legionów. Komendant ten nakaz natychmiast anulował. Następnie podczas spotkania z działaczami niepodległościowymi oświadczył, iż najpierw Berlin i Wiedeń muszą zadekretować odbudowę niepodległej Polski, nim w zamian dostaną coraz bardziej potrzebne na froncie mięso armatnie. Niemcy, w przeciwieństwie do Austriaków, nie zamierzali godzić się na taką autonomię. Władze wojskowe Warszawy nakazały więc Piłsudskiemu natychmiastowy wyjazd z miasta.
Jedyny niezłomny
„Główny kłopot i nieszczęścia, z którymi będziemy mieli do czynienia teraz, to będą różne »mydłki środkowe do usług gotowe«, szukające względów nowych panów, Niemców i Austriaków” – ostrzegał Piłsudski podkomendnych, po tym jak z Warszawy przeprowadził się do Otwocka. Stamtąd ze złością obserwował, jak Sikorski wysługiwał się Niemcom. Ale prowadzony przez niego pobór zakończył się kompletnym fiaskiem, bo nikt nie chciał ginąć za mgliste obietnice Berlina.
Musiało minąć jeszcze trochę czasu, nim upór Komendanta przyniósł efekty. Kwestię polskiej niepodległości uznały za otwartą państwa Ententy, stała się ona oczywista dla prezydenta USA Woodrowa Wilsona. W końcu i państwa centralne ogłosiły 5 listopada 1916 r. akt gwarantujący powstanie samodzielnego Królestwa Polskiego. Oficjalnie rządzić nim miała utworzona przez polskich polityków Tymczasowa Rada Stanu. Piłsudski zgodził się objąć w niej stanowisko szefa departamentu wojskowego.
Jednak był to już jedynie wybieg taktyczny. Powoli ziszczała się postawiona przed wojną prognoza. Pod datą 16 maja 1917 r. Walery Sławek zanotował lakonicznie w dzienniku. „Naczelne zasady nasze jeszcze sprzed wojny – pobicie Rosji przez państwa centralne, na następnie tych ostatnich przez Zachód”. Kilka tygodni wcześniej w Rosji obalono cara i imperium waliło się w gruzy. Na Zachodzie do wojny szykowały się Stany Zjednoczone, a to oznaczało, iż państwa centralne zmierzą się z najpotężniejszym mocarstwem przemysłowym świata. Nadchodziła pora przeskoczyć do zwycięskiego obozu. Piłsudski tę partię rozegrał po mistrzowsku.
Na spotkaniu dla oficerów legionów zwołanym 2 lipca 1917 r. oznajmił: „W interesie Niemców leży przede wszystkim pobicie Aliantów, naszym – by Alianci pobili Niemców. Niemcy ogłosili jakąś »niepodległość«, by zjednać sobie naród polski: chcą, bym dał żołnierza do armii, dowodzonej przez pana Beselera”. Po czym przyznawał: „Dawno już wydałem rozkaz POW, by nie robili rekrutacji do Legionów”. Na koniec podsumowywał: „Niemcy będą chcieli kosztem naszym robić jakieś umowy z Rosją. Im prędzej przegrają wojnę, tym lepiej. Właściwie Niemcy tę wojnę już przegrały”.
Tydzień później, kiedy na polecenie Berlina zaczęto tworzyć Polnische Wehrmacht i zażądano od legionistów ślubowania wierności cesarzowi II Rzeszy, Komendant demonstracyjnie zaprotestował. Jednocześnie wezwał podwładnych do odmowy złożenia przysięgi. Kryzys przyniósł bunt legionistów z Pierwszej i Trzeciej Brygady, których osadzono w obozach internowania w Szczypiornie oraz Beniaminowie. „Mydłkiem” bez wyczucia politycznego okazał się jedynie gen. Józef Haller, który wraz Drugą Brygadą zgodził się złożyć przysięgę.
Niemieckie władze nad ranem 22 lipca aresztowały Piłsudskiego, by w pośpiechu wywieźć go do Gdańska. Stamtąd przeniesiono go do twierdzy w Magdeburgu. Lepszego prezentu zaborcy nie mogli mu ofiarować. Polityków z wielkimi ambicjami pojawiło się w kraju nad Wisłą kilku. Nikt nie negował wielkich zasług w staraniach o odzyskanie niepodległości Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa ani Wojciecha Korfantego. Ale żaden z nich nie dowodził polskim wojskiem na froncie i nie stawił czoła każdemu z zaborców. Żaden też nie dorobił się legendy romantycznego rycerza, gotowego zaryzykować życie dla ojczyzny. Piłsudski współpracował z rządem Austro-Węgier oraz zawierał układy z II Rzeszą. To jednak poszło w niepamięć, gdy siedział w Magdeburgu. Z kolei POW konsekwentnie przygotowywała się do przejęcia władzy w kraju po militarnej klęsce Niemiec.
„Historia tej wojny w Polsce wydźwignie postać Piłsudskiego na spiżowy piedestał” – zapisał Ignacy Daszyński jesienią 1918 r. Niedługo potem, 7 listopada, na zlecenie POW sformował w Lublinie Tymczasowy Rząd w opozycji do Rady Regencyjnej. Dzięki temu, gdy Komendant jechał podstawionym przez Niemców pociągiem z Magdeburga do Warszawy, mógł mieć pewność, iż wszyscy z ulgą przekażą mu władzę. Tylko on gwarantował jedność narodu ponad wszelkimi podziałami. Na dworcu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej rankiem 10 listopada 1918 r. wysiadał wprost w wymarzoną niepodległość.
W ciągu 10 lat działacz PPS o pseudonimie „Wiktor” zmienił się z lewicowca w męża stanu. I nikt już nie mógł mierzyć się z Piłsudskim w sprawowaniu rządu dusz. Dawny terrorysta stał się żywą legendą. Kimś, komu Polacy chcieli oddać władzę