Niedawno wrócili do Polski z ogarniętej epidemią Eboli Liberii, jednak służby sanitarne nic o tym nie wiedziały. O sprawie dziewięciorga uczniów salezjańskiego liceum we Wrocławiu donosi "Panorama" TVP2.

Licealiści pojechali jako wolontariusze do obozu dla dzieci z najbiedniejszych, liberyjskich rodzin. Przed wyjazdem przyznawali, że boją się chorób tropikalnych, wskazując głównie na malarię. Księża salezjanie podkreślają, że przed wyjazdem rodzice uczniów podpisywali oświadczenia, że zdają sobie sprawę z sytuacji panującej w Liberii.

Do Polski licealiści wrócili 3 sierpnia, a dwa dni później obóz, w którym pomagali, zamknięto z obawy przed Ebolą. Na razie nie wykazują objawów choroby. Nikt z młodych uczniów nie został przebadany i nie ma takiej konieczności. "Osoby, które wróciły z tego regionu, powinny bacznie obserwować siebie i swoich bliskich" - mówiła "Panoramie" doktor Katarzyna Pancer z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. "Jeśli wystąpią objawy, trzeba zgłosić się do najbliższego oddziału Sanepidu albo do najbliższego szpitala zakaźnego".

Według ekspertów, prawdopodobieństwo że któryś z wrocławskich licealistów został zarażony, jest niewielkie. Nie przebywali bowiem w bezpośrednim kontakcie z chorymi. Wirus Ebola atakuje najczęściej w pierwszych czterech dniach, czasem może się jednak ujawnić do 21 dni po zakażeniu. Do momentu wystąpienia objawów chory nie zaraża innych.