Współpracownik "Wprost" Piotr Nisztor, który skontaktował redakcję tygodnika z osobą dysponującą nagraniami rozmów polityków pochodzącymi z nielegalnych podsłuchów w rozmowie z "Rzeczpospolitą" przekonuje, że gdyby tygodnik "Wprost" nie ujawnił nagrań z nielegalnych podsłuchów, wówczas polscy politycy nadal byliby nagrywani.

- Nie można mówić o dobrym momencie wypłynięcia tego typu materiałów. Gdyby wypłynęły rok temu, pół roku temu czy za pół roku, to zawsze pojawiłyby się opinie, że czas nie jest przypadkowy. Proszę jednak pamiętać o bardzo ważnej kwestii. Ujawnienie tych taśm przez tygodnik „Wprost" doprowadziło do zaprzestania procederu nagrywania najważniejszych osób w państwie. Gdyby nie publikacja, wówczas rozmowy ministrów, posłów i wpływowych biznesmenów w dalszym ciągu byłyby rejestrowane - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Nisztor.

Dziennikarz przekonuje jednocześnie, że za to iż do nagrywania polityków doszło nie jest w żaden sposób odpowiedzialny ani on, ani redakcja tygodnika "Wprost". - Mam nadzieję, że organy ścigania, mimo kolejnych ostatnio kompromitacji, ustalą tym razem, kto nagrywał najważniejsze osoby w państwie. Mam jednak wątpliwości, czy służbom i prokuraturze w pierwszej kolejności chodzi o namierzenie tych osób i dobro państwa. Sądzę bowiem, że priorytetem jest przejęcie legendarnej już "audioteki" - podkreśla. Dodaje też, że on sam nie wie kto nagrywał polityków.

Nisztor przekonuje też, że nie żałuje iż doprowadził do publikacji nagrań. - Wykonałem kawał dobrej dziennikarskiej roboty. Mam tylko nadzieję, że wyjaśnione zostaną nie tylko okoliczności powstania nagrań, ale również to, co zostało na nich zarejestrowane - podkreśla.