Premier nie może być pewny ani swojej partii, ani koalicjanta, ani szefa MSW, ani służb. Jest osamotniony i zdezorientowany.
Co do jednego nie ma wątpliwości: to największy kryzys polityczny w dotychczasowej karierze Donalda Tuska. Ani afera hazardowa, ani światowy kryzys gospodarczy nie zagroziły jego władzy tak, jak dostarczone do redakcji tygodnika „Wprost” nagrania. W grę wchodzą wszelkie rozwiązania: od dymisji szefa MSW po przedterminowe wybory i zmiany wewnątrz PO.
Ale na razie premier milczy. Niewykluczone, że zabierze głos dzisiaj po południu, po zakończeniu polsko-hiszpańskich konsultacji rządowych odbywających się w Sopocie.
Po publikacji fragmentów kolejnych taśm staje się jasne, że głównym problemem premiera jest to, że podsłuchiwano mu najbliższych współpracowników. I to w sytuacjach, gdy powinni mieć zagwarantowaną pełną dyskrecję. Już wiadomo, że taki proceder odbywał się w co najmniej dwóch miejscach w Warszawie przez co najmniej kilkanaście miesięcy. I nie wiadomo, ilu polityków jeszcze zostało nagranych, o czym rozmawiali i ile rozmów zostanie ujawnionych. Sytuacja ta najbardziej obciąża szefa MSW i szefów służb specjalnych. Jest bardzo prawdopodobne, że w tym tygodniu Bartłomiej Sienkiewicz straci stanowisko, co premier już poniekąd zapowiedział.
Chaos pogłębia to, że kompletnie nieznane są intencje osób, które rozmowy nagrywały. Po ponad tygodniu od ujawnienia pierwszych nagrań aktualne pozostają spekulacje, czy zrobiły to służby specjalne, polityczna konkurencja, czy mamy do czynienia z działaniami zewnętrznych sił, którym zależy na zdestabilizowaniu sytuacji w Polsce.
Rząd nie zna odpowiedzi na żadne z tych pytań. Premier jest zdezorientowany i osamotniony. A ten tydzień będzie dla niego krytyczny. Opozycja żąda informacji, debaty i dymisji. Na to jednak zgody nie będzie. – Rząd Tuska albo wybory. Innego scenariusza nie ma. Ktoś, kto myśli inaczej, nie zna PO od środka – mówi Sławomir Neumann. Niewykluczone jednak, że Tusk przedstawi Sejmowi informację na temat afery podsłuchowej.
Na pewno okoliczności będą chcieli wykorzystać ludowcy. – Sytuacja dojrzała do tego, żeby powiedzieć: panowie, gramy razem. Nie ma podziału na dużą PO i mały PSL. Struktura państwa nam się zachwiała, więc pora odejść od modelu kanclerskiego – zapowiada jeden z czołowych polityków PSL.
W tej sytuacji wiele będzie zależało od prezydenta. Reakcji z jego strony oczekują i opozycja, i PSL. – Mamy próbę wyciągnięcia prezydenta do tablicy, ale on nie chce się dać wmanewrować. Będzie reagował stosownie do rozwoju sytuacji – mówi jeden ze współpracowników Bronisława Komorowskiego.