„Nie damy się słoikom. Zaufaj warszawiakom prawdziwym od pokoleń”. Te słowa Macieja Klimczaka, ministra odpowiedzialnego za kulturę w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zamieszczone na Facebooku wywołały wielkie poruszenie. W internecie zawrzało.
Oto jeden z bardziej łagodnych komentarzy dotyczących tej sprawy. „Szkoda, że bycie »warszawiakiem prawdziwym od pokoleń« nie gwarantuje choćby trochę rozsądku”. Pojawiły się także głosy, że to niepotrzebne dzielenie społeczeństwa.
„Słoikami” w Warszawie określa się ludzi, którzy nie pochodzą ze stolicy, ale pracują w niej, a na weekendy regularnie jeżdżą do swoich rodzinnych miejscowości. W szerszym ujęciu to po prostu „napływowi warszawiacy”.
Sprawdziliśmy, ilu jest słoików w Kancelarii Prezydenta. Okazuje się, że wśród dziesięciu osób z kierownictwa aż sześć urodziło się poza Warszawą. Jeśli chodzi o etatowych doradców prezydenta Komorowskiego, to z sześciu tylko jeden urodził się w stolicy. Wśród tych nieetatowych aż trzy czwarte pochodzi z innych miast. Choć nie mamy dokładnych danych o szeregowych pracownikach kancelarii, to z naszych informacji wynika, że bardzo prawdopodobne jest to, że także wśród nich większość pochodzi spoza Warszawy.
– Proszę się nie obawiać i pamiętać, że prezydent Bronisław Komorowski sam jest słoikiem. Ja także pochodzę spoza Warszawy. Znajduję w tej niezręczności ministra Klimczaka pewną przestrogę przed tym, by zbyt pochopnie nie korzystać z portali społecznościowych jak Facebook czy Twitter – komentuje w rozmowie z DGP doradca prezydenta prof. Tomasz Nałęcz.
– Myślę, że nam, słoikom, jakieś wyjaśnienie ze strony ministra się należy. On jest naprawdę sympatycznym, uroczym człowiekiem i w codziennej pracy z nim nie ma znaczenia, czy ktoś jest z Warszawy, czy nie. Nie sądzę, by prezydent wyciągnął konsekwencje z tej wypowiedzi – dodaje profesor.
Dyplomata i były wiceminister kultury Maciej Klimczak nie znalazł wczoraj czasu, by porozmawiać z nami na temat słoików i „prawdziwych warszawiaków”. Ma zapewne dużo pracy, gdyż prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu doradza w ważnych sprawach twórczości, dziedzictwa oraz kultury.
Komentarze (20)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeCiekawe co będzie dalej.
Dlatego płatne internetowe Obszczymurki ... dostają drgawek móżdżków
jak po zażyciu ... mózgotrzepu.
„Zwolennicy odwołania p. Hanny Gronkiewicz-Waltz, najlepszego burmistrza w historii mojego rodzinnego miasta, niestety wylatują z grona znajomych. Bye!” - ogłosił na Facebooku, dziennikarz TVN24 Jacek Pałasiński. Użytkownicy tego serwisu nie mogą się pozbierać ze smutku.
Im bliżej warszawskiego referendum, tym większe zdenerwowanie wśród - jak to mówił Andrzej Wajda - "zaprzyjaźnionych" dziennikarzy. Wczoraj w nocy upust emocjom dał Jacek Pałasiński z TVN24.
Pałasiński znany jest w Internecie głównie z głośnych wpadek, takich jak np. pokazanie zdjęć z serialu "Lost" jako "jedyne chyba zdjęcia fotograficzne zrobione w momencie awarii boeinga", teraz postanowił zasłynąć jako oddany giermek "burmistrz" Gronkiewicz-Waltz.
Deklaracja prezentera u większości znajomych wywołała zadowolenie (przynajmniej wśród tych, co się ujawnili w komentarzach), np. pracujący w jednej ze stacji związanych z TVN ksiądz Kazimierz Sowa "polubił" wpis Pałasińskiego. Są jednak tacy, którzy zwracają uwagę, że to postawa nietolerancyjna. - Panie Jacku, więcej tolerancji dla odmiennych zapatrywań. Proszę... - napisał pan Józef. Z kolei znajomy dziennikarza, Marcin, w odpowiedzi pożegnał się z nim: Zastanawiająca selekcja. Zatem do widzenia, Jacku.
Jego główne „zasługi” przypadają na czasy głębokiego PRL-u. W lipcu 1981 r. przygotował przemówienie z okazji IX Nadzwyczajnego Zjazdu PZPR, w którym apelował by „towarzysze nowo wybranego Komitetu Centralnego utworzyli stały zespół problemowy kontrolujący działalność prasy i propagandy, zgodność jej działania z linią partii i podporządkować temu zespołowi Wydział Prasy, Radia i Telewizji”. W tym samym przemówieniu wyjaśniał, co jest „istotą partyjnego dziennikarstwa”.
Jacek Snopkiewicz karierę dziennikarską zaczynał w tygodniku „Walka Młodych”, organie najpierw Związku Młodzieży Socjalistycznej, a od 1976 r. – Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. W tekście „Lekcja prawdy”, opublikowanym 28 kwietnia 1968 r. Snopkiewicz napisał m.in., że członkowie ZMS „muszą znać marksistowską teorię klas i cele imperializmu, wiedzieć, co to jest syjonizm i rasizm, rewizjonizm i faszyzm”. Wskazywał też, skąd mogą tego się dowiedzieć – „Zorganizowanie podczas narady spotkania aktywu ZMS-u z ministrem Moczarem wyjaśniło wiele spraw związanych z genezą, tłem i przebiegiem wydarzeń marcowych”.
W 1970 r. Snopkiewicz został laureatem nagrody Janka Krasickiego, a rok później Ogólnopolski Komitet Współpracy Organizacji Młodzieżowych wysłał go do ZSRS na międzynarodowy obóz pracy organizowany przez Komitet Centralny Komsomołu [IPN BU 1005/21345].
Nie był to pierwszy kontakt Snopkiewicza z sowieckimi towarzyszami – w 1968 r., po krwawym stłumieniu praskiej wiosny Snopkiewicz wyjechał do Czechosłowacji z ramienia KC Komsomołu. Ze znajdujących się w IPN-ie dokumentów wynika, że Snopkiewicz w końcu lat 60., i w latach 70. często wyjeżdżał do ZSRS – najpierw jako działacz młodzieżowy, a później jako aktywista PZPR-u. W 1990 r. Snopkiewicz stanął na czele „Wiadomości”, które zajęły miejsce DTV. „Główną gwiazdą” była nadal Aleksandra Jakubowska, która wcześniej pracowała w komunistycznym DTV.
Podobnie i treść słowa “Komorowski”, będąca naturalnym nazwiskiem, nie powinna powodować skrępowania i nie musimy przy naszych dzieciach wstydzić się je wymawiać. Z kolei gdy dziecko wypowie je przy nas, w żadnym wypadku nie powinniśmy udawać, że niczego nie słyszeliśmy. Zupełnie niedopuszczalne jest karcenie za to malca lub strofowanie, że tak się nie mówi, bo to jest „brzydko”. Normalna, nieskrępowana reakcja i bezpruderyjne wyjaśnienie, oczywiście stosowne do wieku, to najlepsza metoda. Dziecko z pewnością wszystko zrozumie, a my nie będziemy już odczuwać zażenowania, ilekroć na ekranie telewizora pojawi się sylwetka prezydenta.