Nie ustają antyrządowe demonstracje w Turcji. Do największych starć dochodzi w Stambule. Wieczorem tysiące protestujących cieszyło się z wycofania sił porządkowych z placu Taksim w mieście. Wcześniej, w tym miejscu ścierali się demonstranci z funkcjonariuszami.

Symboliczne zdobycie ważnego miejsca na mapie miasta, protestujący uczcili tańcem i śpiewem. W powietrze wystrzeliły fajerwerki. Podczas zajść tłum skandował hasła: "rządzie, zrezygnuj!" lub "dyktatorze zrezygnuj".

Po wycofaniu się służb z placu Taksim, protestujący starli się z policją w luksusowej dzielnicy Besiktas. Do stłumienia demonstracji użyto gazu łzawiącego i armatek wodnych.

Do zdarzeń odniósł się premier Turcji Recep Tayyip Erdogan. W wystąpieniu telewizyjnym wezwał protestujących do natychmiastowego zaprzestania działań. Zapowiedział też, że nie zamierza zrezygnować z przebudowy rejonu placu Taksim. Takie zamiary były bezpośrednim powodem wyjścia Turków na ulice. Ma tam powstać między innymi centrum handlowe, ale część mieszkańców obawia się, że w ten sposób zniknie jeden z ostatnich zielonych skwerów w mieście. Jeden z demonstrujących mówił: "To jakiś żart. Co oni chcą od tego parku? Tu już wszędzie dookoła są sklepy. Po co kolejne?."

Władze mówią o kilkudziesięciu rannych, natomiast Amnesty International podaje, że w trakcie dwudniowych protestów ucierpiało co najmniej 100 protestujących. Tureckie władze poinformowały też, że aresztowano 939 demonstrantów w 48 miastach całego kraju. Podają też, że w czasie starć, rannych zostało 26 policjantów.
Premier Erdogan rządzi krajem od 11 lat. Jego przeciwnicy zarzucają mu, że jego rządy są w coraz większym stopniu autorytarne, a on sam powoli zmienia Turcję w kraj islamski. Miejscowe media prawie w ogóle nie informują o trwających od wczoraj zamieszkach.

Zaniepokojenie sytuacją w Turcji wyraziły Stany Zjednoczone, a grupa Amnesty International potępiła tłumienie pokojowych protestów.