Minionej nocy samochody płonęły nie tylko na przedmieściach Sztokholmu, ale także w Oerebro i Soadertaelje. Co najmniej jeden policjant został poraniony odłamkami szkła, po tym jak obrzucono kamieniami jeden z budynków.
W stolicy zamieszki znów wybuchły w dzielnicach zamieszkałych przez imigrantów. „Tu w Szwecji życie osób przyjezdnych nie jest łatwe. Jest bezrobocie, brakuje dobrych szkół. Ludzie nie mogą pozwolić sobie na godne życie” - mówi David, jeden z imigrantów mieszkających na południu Sztokholmu.
Trwające od niedzieli zamieszki spowodowały, że w kraju rozgorzała debata na temat imigrantów. Do tej pory bowiem Szwecja uważana była za kraj w którym łatwo się odnaleźć i zasymilować.
Dzielnica Husby w której rozpoczęły się niepokoje zamieszkała jest w 80 procentach przez osoby z Somalii, Turcji czy Bliskiego Wschodu. Wielu z nich nie ma pracy. Szwedzkie media przypominają jednocześnie, że spora część aresztowanych podczas zamieszek to osoby karane już wcześniej za rozboje, kradzieże bądź posiadanie narkotyków.
Starcia w Sztokholmie wybuchły po tym, jak policja zastrzeliła awanturującego się 69-latka, który groził funkcjonariuszom maczetą.
Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zaapelowały do swoich obywateli, aby unikali niespokojnych w ostatnich dniach dzielnic.
Komentarze(3)
Pokaż:
Znamienne jest jeszcze jedno, Ci emigranci narzekają, pyskują ale trwają tam i nie chcą np. przyjechać do pobliskiej Polski, wręcz omijają nas dalekim łukiem.
Tak nisko upadliśmy jako kraj, że niedługo pies z kulawą nogą nawet stąd bryknie. Ale premier dumnie okazuje, że jest odwrotnie niż widać to w lustrze.
Rząd ewentualnie mógłby pomóc. Za udział w ulicznych burdach i nieszanowanie gościnności Szwedów powinno być automatyczne wydalenie z kraju.