Brytyjska komisja parlamentarna uznała, że rządowa statystyka imigracyjna to bezużyteczna zgaduj-zgadula. Po kilkunastu latach niepowstrzymanego napływu imigrantów, rząd koalicyjny w Londynie postawił sobie za cel obniżenie ich napływu do stu tysięcy osób rocznie.

Ujawnione właśnie dane za zeszły rok wskazują na imigrację netto w wysokości 163 tysięcy osób. "Imigracja netto" to prosta różnica między liczbą przyjeżdżających i wyjeżdżających z kraju. Nie uwzględnia ona narodowości, rasy, religii i kultury ani ekonomicznych i społecznych skutków imigracji.

Komisja Administracji Publicznej Izby Gmin kwestionuje nawet same liczby, dziwiąc się, że w kraju otoczonym zewsząd wodą, posiadającym zastępy urzędników i skomputeryzowanym, nie ma żadnego skoordynowanego systemu imigracyjnego. "Większość ludzi byłaby zdumiona, gdyby się dowiedzieli, że nikt nawet nie próbuje policzyć przybywających i wyjeżdżających z Wielkiej Brytanii" - powiedział przewodniczący komisji, poseł Bernard Jenkin.

Jedynym sposobem zbierania informacji o intencjach przybywających jest wyrywkowa ankieta prowadzona wśród 5 tysięcy przyjezdnych rocznie. Jest to opracowany pół wieku temu instrument mający służyć analizie trendów w turystyce, a nie problemu masowych przepływów ludności, przed jakim stoi obecnie Europa - zauważa Komisja brytyjskiej Izby Gmin.