Poseł PiS Tomasz Kaczmarek (były agent Tomek) zarzuca kierownictwu podkarpackiej policji zaniedbania podczas akcji w Sanoku, zakończonej śmiercią Andrzeja B. i 17-letniek Kamili - donosi Gazeta.pl. Wysłał w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Dramat rozegrał się w styczniu na jednym z osiedli w Sanoku. Miejscowy przestępca, podejrzany o zabójstwo 32-letni Andrzej B., najpierw z okien swojego mieszkania ostrzelał policyjny radiowóz, a następnie zabarykadował się w lokalu wraz ze swoją partnerką – 17-letnią Kamilą M. Po kilkunastu godzinach policja znalazła ich ciała. Oboje mieli przestrzelone głowy. Prawdopodobnie Andrzej B. zastrzelił najpierw Kamilę, a potem siebie. Od tamtej chwili nie milkną głosy, że za niepowodzenie akcji odpowiada sama policja.

Tak twierdzi także poseł PiS Tomasz Kaczmarek, który wysłał do Prokuratury Okręgowej w Krośnie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez kierownictwo Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Jego zdaniem tragedii można byłoby uniknąć, gdyby nie błędy popełnione przez kierownictwo KWP.

Przede wszystkim - jak wynika publikacji "Super Expressu" i "Rzeczpospolitej" - komendanta policji z Rzeszowa Zdzisława Stopczyka podczas akcji nie było w ogóle w Sanoku, a akcją dowodził jego zastępca Kazimierz Mruk. Dopiera interwencja komendanta głównego policji Marka Działoszyńskiego zmusiła Stopczyka do przyjazdu do Sanoka. "Podczas posiedzenia sejmowej komisji spraw wewnętrznych, na której omawiano wydarzenia w Sanoku, wyjaśnienia składał zastępca komendanta wojewódzkiego. Tak naprawdę nie wiedział nic, co się w tej sprawie działo. Wstyd i żenada" - przekonuje Gazetę.pl poseł Kaczmarek.

Nieudolna obserwacja

Najwięcej zastrzeżeń Kaczmarek ma jednak do działań policji poprzedzających przyjazd antyterrorystów. Mieszkanie bowiem, zanim wkroczyły jednostki specjalne, było obserwowane przez policjantów w cywilu. "Niewyobrażalne jest, że nie podjęto decyzji o przeprowadzeniu obserwacji potencjalnego sprawcy zabójstwa przez wydział techniki operacyjnej komendy wojewódzkiej, a wysłano tam funkcjonariuszy radiowozem, który jest rozpoznawalny na każdym rogu Sanoka. Co z tego, że ten radiowóz był nieoznakowany, jak on jest rozpoznawany praktycznie dla każdego mieszkańca, ponieważ miejscowa policja wykorzystuje go od kilkunastu lat i jest on znany środowisku przestępczemu w Sanoku" - tłumaczy Gazecie.pl poseł PiS.

I dodaje, że tragedii w Sanoku można było uniknąć. "Gdyby był przełożony, jakim jest komendant wojewódzki, nadzorowałby pracę swoich naczelników wydziałów kryminalnego, techniki operacyjnej i policjantów z komendy powiatowej. A tam tak naprawdę nie było przełożonego. Był jeden wielki chaos, który doprowadził do tego, że musieli przyjechać antyterroryści z Warszawy, którzy i tak stali kilkanaście godzin i efektów nie było" - mówi w rozmowie z Gazetą.pl Kaczmarek.

Prokuratura zdecydowała, że śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez kierownictwo KWP w Rzeszowie będzie prowadzone. Wcześniej prokuratura badała już ten wątek, ale błędów ze strony policji się nie dopatrzyła.