Na włoskiej wyspie Giglio ostatnie przygotowania do obchodów 1. rocznicy katastrofy promu "Costa Concordia". Przybywają tu ci, którzy ocaleli oraz rodziny ofiar.

Zginęły wówczas 32 osoby, pasażerowie i członkowie załogi. Jednostka wpadła na skały późnym wieczorem, gdy zasiadano do kolacji. W momencie katastrofy na pokładzie było 4 tysiące 229 osób z 70 państw.

W rocznice wypadku uratowani i ich rodziny odwiedzają mieszkańców wyspy Giglio, którzy udzielili im schronienia po tym, jak udało się im wydostać na ląd. Jutro spotkają się w pobliżu skał, gdzie rozbiła się Costa Concordia, potem będą uczestniczyli we mszy. Proboszcz miejscowego kościoła przygotował wystawę przedmiotów z promu pozostawionych przez rozbitków: kamizelek ratunkowych, koców ratowniczych itp. Będzie na niej też posążek Madonny z kaplicy Costa Concordii. Już dziś koło kościoła płoną znicze.

Władze zapowiadają, że blisko 300-metrowy wrak, który wciąż zalega u brzegów wyspy, zostanie usunięty do września, ale jest mało prawdopodobne, by termin ten został dotrzymany. Operacja jest bardzo trudna, specjaliści starają się cały czas ustabilizować wrak i go usunąć.Właściciel promu kompania Costa Crociere przeznaczyła na ten cel 300 milionów euro i koszty te mogą wzrosnąć.

Wczoraj włoski rząd przedłużł o kolejny rok stan kryzysowy na wyspie Giglio. Proces odpowiedzialnych za katastrofę, na czele z kapitanem Francesco Schettino, rozpocznie się w marcu. Były komendant jest oskarżony o nieumyślne zabójstwo wielu osób oraz opuszczenie statku przed zakończeniem jego ewakuacji. Grozi mu za to piętnaście lat więzienia.

W wywiadzie dla "Il Messaggero" Schettino powiedział, że ma zamiar nadal pływać i kierować statkami, "bo morze to jego całe życie". Sądzi się też ze swoim pracodawcą twierdząc, że jego zwolnienie z pracy było bezpodstawne. Na razie odbyła się rozprawa wstępna.