Jerzy Janowicz przegrał z piątym tenisistą świata - Hiszpanem Davidem Ferrerem 4:6, 3:6 w niedzielnym finale turnieju ATP Masters 1000 na twardych kortach w paryskiej hali Bercy (z pulą nagród 2,43 mln euro). Mecz trwał godzinę i 27 minut.

21-latek z Łodzi, do tej pory 69. w rankingu ATP, przebił się do turnieju głównego przez dwie rundy eliminacji i dzięki temu zadebiutował w imprezie tej rangi. Ostatnio zwycięzca kwalifikacji w tak prestiżowej imprezie finał osiągnął w 2007 roku w Miami, a był nim Argentyńczyk Guillermo Canas.

W poniedziałek Janowicz, który 13 listopada będzie obchodził 22. urodziny, awansuje w rankingu światowym w okolice 26. miejsca (dotychczas najwyżej, w październiku, był notowany na 64. pozycji). Oznacza to, że w styczniowym Australian Open będzie - jako pierwszy Polak od czasów Wojciecha Fibaka - rozstawiony w Wielkim Szlemie.

Występ w stolicy Francji dał Janowiczowi 600 punktów oraz najwyższą w karierze premię w wysokości 234 865 euro. Natomiast Ferrer zdobył odpowiednio 1000 pkt i 497 tys. euro i jako pierwszy Hiszpan w historii triumfował w tej imprezie.

Początek finału przebiegał według łatwego do przewidzenia scenariusza. Polak dość pewnie rozstrzygał swoje gemy, w których rzadko zdarzały się dłuższe wymiany. Wszystko za sprawą asów, wygrywających serwisów oraz efektownych uderzeń kończących.

Inaczej gra wyglądała przy podaniu Ferrera, który znany jest z regularności, cierpliwości i dochodzenia nawet do najtrudniejszych piłek. Odgrywając w okolice końcowej linii uniemożliwiał Polakowi wypady do siatki, ale kilkakrotnie dobiegł też do jego groźnych dropszotów.

Do stanu 5:4 nie doszło do przełamań, chociaż Janowicz miał do dyspozycji jednego "break pointa" przy 4:4. Jednak w 10. gemie skuteczność serwisu łodzianina nieco spadła i znalazł się w opałach. Wyszedł z opresji przy pierwszym setbolu, ale przy drugim wyrzucił piłkę na aut.

Obiecująco dla niego rozpoczęła się druga partia, bowiem po zdobyciu pierwszego "breaka" w spotkaniu objął prowadzenie 2:1. Zaraz potem nastąpił najdłuższy, trwający ponad 10 minut, gem.

Po walce na przewagi Janowicz stracił swój serwis, a po jego stronie zaczęły się mnożyć niewymuszone błędy. Widać było po nim większe zmęczenie o wiele trudniejszą niż rywala drogą do finału. To przełamanie było początkiem serii czterech przegranych gemów.

Przy stanie 2:5 Polak wygrał gema, ale chwilę później Ferrer przypieczętował zwycięstwo. Hiszpan zdobył 18. tytuł w karierze, a siódmy w tym sezonie, po triumfach na twardych kortach w Auckland, ziemnych w Buenos Aires, Acapulco i Bastad, trawie w s'Hertogenbosch oraz twardej nawierzchni w hali w Walencji przed tygodniem.

"Byłem dziś bardzo zdenerwowany, bo wcześniej nie wygrałem jeszcze turnieju Masters 1000 i udało się. To jest najlepszy sezon w mojej karierze i jestem bardzo szczęśliwy. W dodatku pokonałem dzisiaj bardzo niebezpiecznego zawodnika, przed którym jest niesamowita przyszłość" - powiedział po odebraniu trofeum w formie drzewa Hiszpan.

W drodze do finału Janowicz rozegrał siedem trudnych meczów, z czego pięć w głównej drabince przeciwko zawodnikom z czołowej dwudziestki rankingu ATP World Tour. Jego największym sukcesem było wyeliminowanie w trzeciej rundzie tegorocznego mistrza olimpijskiego z Londynu i zwycięzcy wielkoszlemowego US Open Brytyjczyka Andy'ego Murraya.

Poza tym w hali Bercy odprawił z kwitkiem innego gracza z Top10 - Serba Janko Tipsarevica (nr 9.), a także Chorwata Marina Cilica (15.), Niemca Philippa Kohlschreibera (19.) i Francuza Gillesa Simona (20.).

"Znowu spałem krótko, tym razem cztery godziny. Nie jestem maszyną, ale jestem dumny z siebie" - powiedział po finale Polak.