Obaj kandydaci do prezydentury w listopadowych wyborach w USA - Republikanin Mitt Romney i obecny lokator Białego Domu, Demokrata Barack Obama - mają gotowe odpowiedzi na wszystkie najważniejsze problemy, przed jakimi stoi Ameryka.

Jednak pytani o konkrety odpowiadają wymijająco.

Na pozór wszystko wydaje się w porządku. Obama opublikował liczący 64 strony dokument programowy, w którym przedstawia projekty działań, jakich chce dokonać w dziedzinie walki z olbrzymim i szybko rosnącym deficytem budżetowym, ograniczeniem astronomicznych kosztów opieki zdrowotnej, tworzenia nowych miejsc pracy i ożywienia gospodarki.

Prezydent USA Barack Obama w Białym Domu w Waszyngtonie, DC, USA / Bloomberg / Joshua Roberts

Romney również ma podobny plan, który liczy 59 stron i dotyczy walki z bezrobociem oraz ożywienia gospodarki.

Wyborcy narzekają na brak konkretów

Wyborcy nie są jednak usatysfakcjonowani, gdyż brakuje im szczegółowych planów działania wychodzących poza retorykę wyborczą. Według przeprowadzonego w czerwcu sondażu Gallupa tylko 40 proc. Amerykanów uważa, że Obama dysponuje "konkretnym planem rozwiązania problemów kraju". W przypadku Romneya wskaźnik ten wynosi 38 proc.

Nastroje te potwierdza William Galston z Brookings Institution i były funkcjonariusz administracji Billa Clintona. "Dotychczas te wybory odnoszą się do przyszłości jedynie w sposób bardzo ogólny" - oświadczył ostatnio ekspert. "Obama i Romney powiedzieli i napisali wystarczająco dużo, aby argumentować, że nie unikają konkretów. Ale kiedy przychodzi im odpowiedzieć na najważniejsze pytanie - jakie trzy, lub cztery sprawy potraktują priorytetowo, kiedy zostaną wybrani - to drapią się w głowę" - dodał.

Wyborcy zawsze narzekali na brak konkretów w programach kandydatów. Jednak kampania z roku 2012 ma szanse przejść pod tym względem do historii - podkreśla agencja Associated Press. Obaj kandydaci przeznaczają więcej czasu na spory wokół spraw z przeszłości, jak np. reforma opieki zdrowotnej Obamy i dokonania Romneya z okresu jego działalności w biznesie, niż na przedstawienie tego, co zamierzają robić, jeśli zostaną wybrani.

Wzajemne oskarżenia

Dodatkowo obaj kandydaci oskarżają się nawzajem o nieinformowanie opinii publicznej o swych zamiarach i planach. Romney wytyka Obamie jego zarejestrowaną przypadkowo wypowiedź podczas spotkania z byłym prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem, że podczas drugiej kadencji będzie miał większą swobodę manewru w wielu sprawach, w tym w kwestii tarczy antyrakietowej, jako że będzie to jego ostatnia kadencja. Obama i Demokraci wskazują z kolei na uchylanie się Romneya od konkretnej odpowiedzi na pytanie, czym zastąpiłby ustawę o reformie opieki zdrowotnej, przeforsowaną przez obecnego prezydenta, jeśli udałoby mu się doprowadzić do jej uchylenia.

Analitycy wskazują, że więcej niewiadomych dotyczy Romneya niż Obamy, który spędził już w Gabinecie Owalnym Białego Domu trzy i pół roku. Romney obiecał m.in. ograniczyć całość wydatków federalnych do 20 proc. PKB do końca swej ewentualnej pierwszej kadencji, zwiększyć wydatki na obronę oraz rozpocząć proces równoważenia budżetu, który ma potrwać 8-10 lat. Jednak nie podał wiele szczegółów na temat bolesnych cięć w wydatkach federalnych, które byłyby nieuchronne, aby osiągnąć te cele. W tej ostatniej kwestii ogranicza się do ogólników.

Z kolei Obama przedstawiał co roku bardzo szczegółowe projekty budżetu, ale kłopot polegał na tym, że wiele z jego propozycji nie miało szans na uchwalenie przez Kongres. Wielu wyborców zaczęło się więc zastanawiać, co by się zmieniło w tym względzie podczas jego drugiej kadencji.

Dużo niewiadomych

Prezydent odłożył również wiele ważnych decyzji na drugą kadencję, w tym reformę ustawodawstwa podatkowego polegającą na uproszczeniu bardzo skomplikowanych przepisów podatkowych oraz wprowadzeniu niższych progów podatkowych w celu ożywienia gospodarki. Zdaniem Obamy reforma ta może poczekać na "spokojniejszy okres" po wyborach.

Obama podobnie postąpił wobec problemu nielegalnej imigracji i wzrastającego deficytu systemu opieki społecznej. Jako usprawiedliwienie tych decyzji Obama podaje niemożność przeforsowania swych inicjatyw przez obecny Kongres.

Tego rodzaju taktyka wywołuje zaniepokojenie nie tylko Republikanów, ale także części Demokratów. Niedawno złożony z przedstawicieli obu partii Komitet na Rzecz Odpowiedzialnego Budżetu Federalnego przestrzegał przed "spychaniem na później" problemu narastającego zadłużenia kraju.

Analitycy podkreślają, że trudno się dziwić, iż w tej sytuacji wśród wyborców narasta zdezorientowanie, a także nastroje zniechęcenia i rozczarowania obu kandydatami. Sondaże wskazują na brak zdecydowanych preferencji u ponad połowy Amerykanów.

Niedawne ataki sztabu Obamy na Romneya zarzucające mu, że uczestniczył w przeszłości w "eksporcie" amerykańskich miejsc pracy za granicę, przechyliły nieco szalę na korzyść obecnego prezydenta, zwłaszcza w przemysłowych stanach Ohio i Pensylwania. Jednak sytuacja pozostaje płynna.