Choć od złożenia dymisji przez skompromitowanego prezydenta Pala Schmitta nie minął nawet jeden dzień, wśród węgierskich ugrupowań parlamentarnych już rozgorzały spory o to, kto powinien zostać jego następcą - pisze w poniedziałek agencja APA.

Jak podaje węgierska agencja MTI, lider socjalistów (MSZP) Attila Mesterhazy zaproponował kandydaturę Laszlo Solyoma, który pełnił urząd prezydenta w latach 2005-2010. Mesterhazy zastrzegł jednak, że to jego osobista propozycja, a partia nie ma jeszcze swojego kandydata.

Skrajnie prawicowy Jobbik sprzeciwia się zarówno kandydaturze Solyoma, jak i przewodniczącego parlamentu Laszlo Koevera. Po rezygnacji Schmitta Koever pełni obowiązki prezydenta do czasu wyłonienia następcy.

Przewodniczący Jobbiku Gabor Vona opowiedział się za tym, by prezydent był wybierany nie przez parlament, lecz w wyborach bezpośrednich, co jego zdaniem przywróciłoby urzędowi należną mu godność.

Socjaliści chcą, by prezydent był wyłaniany w wyborach powszechnych lub by do jego wyboru potrzeba było poparcia 4/5 wszystkich deputowanych, a nie 2/3 jak obecnie. Takie rozwiązanie miałoby przełamać dominację centroprawicowego Fideszu premiera Viktora Orbana. Ugrupowanie to ma w parlamencie 263 z 386 mandatów.

Ugrupowania mają rozmawiać w sprawie kandydata w poniedziałek wieczorem.

Parlament musi wybrać nowego prezydenta w ciągu 30 dni od oficjalnego odejścia z urzędu dotychczasowego szefa państwa. Wyboru dokonuje się w tajnym głosowaniu spośród kandydatów oficjalnie zgłoszonych przez co najmniej jedną piątą deputowanych. Jeśli w pierwszej turze żaden z kandydatów nie otrzyma wymaganych dwóch trzecich głosów, w drugiej turze prezydent zostaje wyłoniony zwykłą większością głosów.

Prezydent Pal Schmitt wcześniej w poniedziałek złożył dymisję. Zmusił go do tego skandal, jaki wybuchł, gdy Uniwersytet Medyczny im. Semmelweisa (SOTE) w Budapeszcie odebrał mu tytuł doktorski z powodu plagiatu, którego miał się dopuścić w dysertacji.

Podczas poniedziałkowego wystąpienia w parlamencie Schmitt bronił swej pracy i zapowiedział, że odwoła się od decyzji uczelni. "To sprawa honoru, mam czyste sumienie" - podkreślił. Uznał siebie za ofiarę politycznego ataku i ogłosił, że napisze nową pracę doktorską o zależnościach między sportem a ochroną środowiska.

Schmitt aż do niedzieli twierdził, że nie poda się do dymisji. W piątek w Budapeszcie doszło z tego powodu do demonstracji, których uczestnicy domagali się ustąpienia prezydenta.