Polskie Linie Lotnicze LOT mogą być rentowne, ale nie stanie się to szybko, ani łatwo - uważa ekspert rynku transportowego Adrian Furgalski. Jego zdaniem, po awaryjnym lądowaniu Boeinga 767, LOT powinien rozważyć zawieszenie połączeń transatlantyckich.

Po trzech miesiącach br. PLL LOT notuje 52 mln zł straty z działalności podstawowej, czyli wykonywaniu przewozów pasażerskich, sprzedaży biletów itp. Oznacza to poprawę o 44 mln zł w stosunku do analogicznego okresu 2010 r., gdy strata wynosiła 96 mln zł. Prezes przewoźnika Marcin Piróg mówił w połowie października, że w przyszłym roku spółka będzie rentowna.

"Wypracowanie w PLL LOT zysku na operacjach lotniczych w 2012 r. jest możliwe. Jednak trzeba pamiętać o przykrych niespodziankach, a takie dla branży lotniczej zdarzają się praktycznie co roku" - powiedział PAP w czwartek Furgalski. Zaznaczył, że na wyniki linii lotniczych wpływa mnóstwo niezależnych od nich czynników - choćby wahania cen ropy, czy takie wypadki jak wybuch wulkanu, który w zeszłym roku uziemił samoloty w prawie całej Europie.

"Stoimy przed drzwiami kolejnego kryzysu - nie wiadomo, co się będzie działo z Grecją, następne w kolejce są Włochy czy Hiszpania. To kraje turystyczne, tamtejszy kryzys odbije się na ruchu lotniczym. Kolejna sprawa - groźba zamrożenia emerytur i świadczeń. Na Zachodzie przyjęło się, że ludzie wypoczywają i latają właśnie na emeryturze. Zamrożenie wysokości wypłat miałoby zły wpływ na ruch lotniczy" - dodał ekspert.

Zdaniem Furgalskiego, ze względów wizerunkowych LOT powinien rozważyć zawieszenie połączeń transatlantyckich i zrobić przegląd latających na tych rejsach samolotów - głównie po to, by uspokoić pasażerów.

"Po awaryjnym lądowaniu Boeinga 767 we wtorek w Warszawie wszystkie oczy zwrócą się na LOT. Pierwsza awaria i odwołany rejs na kierunku transatlantyckim będzie mocno wyolbrzymiony w mediach. Tak naprawdę teraz najbliższe dni dadzą odpowiedź na pytanie, jak znaczący będzie uszczerbek dla LOT-u. A ryzyko, że tak się stanie, że będzie kolejna awaria, jest bardzo duże, bo dosłownie kilka dni przed tym awaryjnym lądowaniem Boeing był przez dwa dni uziemiony w Toronto" - zauważył Furgalski.

Jak powiedział, Boeingi eksploatowane przez polskiego przewoźnika na trasach transatlantyckich są starsze niż średnia europejska, ale dla samolotów to wciąż bezpieczny wiek. Dodał jednak, że awaryjność tych maszyn jest duża, choć do tej pory były to na ogół usterki, które nie zagrażały bezpieczeństwu pasażerów.

Ekspert wskazał, że naprawa samolotu może potrwać kilka miesięcy. Jeśli władze spółki będą chciały utrzymać siatkę połączeń, to będą musiały wziąć w leasing inną maszynę. "Umowę leasingu takiego samolotu podpisuje się na ogół na trzy lata, a takie na pół roku-rok to duża rzadkość i znacznie większe koszty" - dodał Furgalski.

Przypomniał także, że polski przewoźnik czeka na dostawę samolotów Boeing 787 Dreamliner. Dlatego też wstrzymuje się z inwestowaniem w te samoloty, które już ma. "Wystarczy wejść do samolotów na trasach transatlantyckich, żeby przekonać się, że tam obsługa zatrzymała się na latach 90." - zauważył Furgalski. Dodał, że jeśli kolejny samolot LOT-u się zepsuje, to inne linie lotnicze na pewno będą próbowały wykorzystać tę sytuację, by podebrać przewoźnikowi pasażerów.