9,1 proc. przyrostu gospodarczego w 2011 r. po ośmiu latach rządów obecnej koalicji i apele do patriotyzmu w peronistowskim wydaniu mają zapewnić prezydent Argentyny Cristinie Fernandez ponowne zwycięstwo w wyborach z niemal 55-proc. wynikiem.

Tyle dają jej ostatnie sondaże przed niedzielnym głosowaniem. W prawyborach w sierpniu tego roku uzyskała 50 proc. głosów.

W 2007 roku w pierwszych wyborach prezydenckich, w których została wybrana, po tym gdy jej mąż Nestor Kirchner postanowił nie kandydować ponownie na to stanowisko, zwyciężyła uzyskując 45,29 proc. głosów.

Jej główny rywal w obecnych wyborach, 68-lekarz Hermes Binner, kandydat Szerokiego Frontu Postępowego (FAP), może uzyskać według tych samych sondaży ok. 12 proc głosów i drugie miejsce. Byłby to bezprecedensowy sukces dla jego niewielkiej partii socjalistycznej.

Krytykuje ona korupcję w rządzie pani Kirchner i głosi potrzebę przełamania dotychczasowego "monopolu władzy" w Argentynie.

Inni kandydaci prawdopodobnie nie odegrają w wyborach większej roli.

Niedzielne wybory wyłonią również połowę składu Izby Deputowanych i trzecią część Senatu oraz gubernatorów dziewięciu prowincji.

Zanosi się na to, że 58-letnia wdowa po niezwykle popularnym, zmarłym w ubiegłym roku na zawał prezydencie Nestorze Kirchnerze uzyska w głosowaniu najlepszy wynik od chwili powrotu Argentyny do rządów demokratycznych, po okresie dyktatury wojskowej (1976-83).

W toku całej kampanii Cristina Fernandez występowała jako "wykonawczyni jego testamentu politycznego"

Opozycyjne dzienniki argentyńskie pisały, że jest to próba powtórzenia odwróconego mitu twórcy ruchu peronistowskiego, generała Juana Perona i jego przedwcześnie zmarłej żony Evity.

"Nestor - powtarza na każdym wiecu swych zwolenników wdowa po Kirchnerze - żyje w was wszystkich, żyje w każdym z praw, jakie wywalczył dla narodu argentyńskiego".

Główną siłą w centrolewicowym, rządzącym od ośmiu lat Froncie na rzecz Zwycięstwa (FPV) jest Generalna Konfederacja Pracy (CGT), centrala związkowa o wielkiej sprawności mobilizacyjnej.

Obdarzona urodą płomienna mówczyni Cristina Fernandez, "wiecowa vedette", jak ją niekiedy nazywają, skutecznie odwołuje się do wciąż żywych w Argentynie od czasów Perona sentymentów, jakie wywołują idee peronistowskiego justycjalizmu.

Według argentyńskiego politologa z Uniwersytetu Torcuato Di Tella w Buenos Aires, Sebastiana Etchemendy, rząd Cristiny Fernandez prowadzi politykę "bardziej lewicową, niż na przykład socjalista, premier Hiszpanii Zapatero".

Politolog wskazuje na zwiększenie nakładów państwa na emerytury, zniesienie ograniczeń w działalności związków zawodowych (których uprawnienia zostały znacznie ograniczone w latach 90.) oraz zalegalizowanie małżeństw osób jednej płci.

Dzięki temu - podkreśla Etchemendy - rząd pani Fernandez cieszy się poparciem sił tradycyjnego justycjalizmu argentyńskiego, na których w latach 1989-99 opierał się rząd prezydenta Carlosa Menema.



Tymczasem opozycja polityczna jest rozbita na małe i skłócone ugrupowania. Stosunkowo dobre notowania kandydata socjalistów, Binnera, są w tej sytuacji ważnym novum.

Prezydent Fernandez przemawiając w czwartek w Buenos Aires na wielkim wiecu przedwyborczym dyskontowała sukces FPV w wyprowadzaniu Argentyny z dna kryzysu gospodarczego, w jakim znalazła się na początku ubiegłej dekady. "Dziś - mówiła przy aplauzie tłumów - jesteśmy jednym z najbardziej konkurencyjnych krajów świata".

Nawiązując do postępującej integracji gospodarczej krajów Ameryki Południowej, w której przewodzi, oraz do odrzucenia przez Argentynę w 2005 roku propozycji USA w sprawie jej przystąpienia do FTAA (Strefa Wolnego Handlu Obu Ameryk), pani prezydent oświadczyła: "Czuję się bardziej niż kiedykolwiek dumna z Ameryki Południowej".

W toku całej kampanii Cristina Fernandez dyskontowała sukcesy gospodarcze rządów swego małżonka, a następnie własnych

Przypominała czas wielkiego kryzysu, do jakiego w latach 1998-2002 doprowadziła, jej zdaniem, polityka neoliberalna w gospodarce.

W 1998 r. PKB Argentyny spadł o 28 proc., a przed bankami, które zamroziły depozyty, tworzyły się długie kolejki ludzi próbujących podjąć swe oszczędności.

Bezrobocie w 2002 r., kulminacyjnym roku załamania gospodarczego, wzrosło w Argentynie do 23,6 proc.

"Upadły ikony krajów i instytucji, które próbowały nam dyktować, jak mamy kierować naszą gospodarką. Jak by dziś wyglądała Argentyna, gdybyśmy posłuchali ich rad?! Po raz pierwszy plany rządowe zostały wypracowane w Argentynie, a nie za granicą! Mamy w tym roku 9,12 proc. przyrostu PKB, a bezrobocie utrzymuje się na poziomie 7,2 proc." - podkreśliła mówczyni, która w całej swej kampanii nawiązywała do idei "peronistowskich".

Operowanie terminem "peronizm" na określenie różnych ruchów politycznych i związkowych w Argentynie może prowadzić do wielu nieporozumień.

Jak przypomina w związku z wyborami w Argentynie wielki madrycki dziennik "El Pais" (z 18 bm.), na początku peronizm był ruchem nacjonalistycznym, który zrodził się w wojsku argentyńskim w 1945 roku. Doprowadził do pojawienia się na scenie politycznej robotników przybywających ze wsi w poszukiwaniu pracy w uprzemysławiających się miastach argentyńskich. Tradycyjna lewica nie kontrolowała tego ruchu, a właściciele fabryk zwalczali go.

Od tego czasu peronizm przeszedł liczne metamorfozy. W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia był prześladowanym przez rząd ruchem związkowym, w sześćdziesiątych stał się sprzymierzeńcem właścicieli przedsiębiorstw, w siedemdziesiątych - nacjonalistycznym, faszyzującym ruchem lewackim, aby w latach dziewięćdziesiątych przekształcić się w rodzaj neoliberalizmu wrogiego wszelkiej ingerencji państwa w gospodarkę i następnie dokonać zwrotu o 180 stopni ku patriotycznemu populizmowi propaństwowemu, jakim jest w dużej mierze dzisiaj.