Ponad 150 tysięcy Izraelczyków wzięło udział w sobotni wieczór w marszach przeciwko rosnącym cenom mieszkań oraz kosztów utrzymania. Uczestnicy protestów domagali się też od władz "większej sprawiedliwości społecznej".

Najwięcej protestujących - ponad 60 tysięcy - przeszło ulicami Tel Awiwu. Podobne marsze odbyły się jednak także w innych miastach izraelskich, m. in. w Hajfie, Berszewie, Aszdod i Jerozolimie, gdzie ok. 10 tysięcy osób pomaszerowało pod rezydencję premiera Benjamina Netanjahu.

Policja oszacowała łączną liczbę uczestników sobotnich demonstracji na ponad 150 tys. osób. Protestujący żądali od rządu nie tylko interwencji na rynku nieruchomości, ale też "sprawiedliwości społecznej" oraz zmian w systemie oświaty i służby zdrowia - tak, by stały się one równo dostępne dla wszystkich.

Masowe demonstracje rozpoczęły się ok. 2 tygodnie temu, gdy na Bulwarze Rotszylda w Tel Awiwie stanęło kilkanaście namiotów w proteście przeciwko cenom wynajmu i kupna mieszkań, które zdaniem demonstrujących, uniemożliwiają normalne życie nawet osobom dobrze zarabiającym. Z każdym dniem namiotów przybywało a demonstracje przeniosły się także do innych miast izraelskich.

Z powodu "namiotowego protestu" premier Izraela Benjamin Netanjahu przełożył swoją wizytę w Polsce, zaplanowaną na 27 lipca. W odpowiedzi na falę społecznego niezadowolenia rząd błyskawicznie ogłosił plan reformy mieszkaniowej, który zakłada m.in. budowę tańszych mieszkań i nowych akademików dla studentów oraz ulgi podatkowe dla małżeństw kupujących pierwsze mieszkanie.

Organizatorzy protestu odrzucają jednak rządowy plan. "Oni traktują mieszkania jak nieruchomości, my - jak domy" - powiedziała w czasie marszu w Tel Awiwie Daphni Leef, inicjatorka protestów.

"Od czasu gdy rozbiliśmy pierwszy namiot minęły dwa tygodnie a wydaje się, że wciąż są ludzie za rządowym stołem, którzy nie rozumieją, o co chodzi. Ceny nieruchomości i wysokie koszty życia są symptomami głębokiego i niebezpiecznego podziału w społeczeństwie" - dodała Leef.

"Nie chcemy zmienić rządu, chcemy znacznie więcej - zmienić reguły gry, powiedzieć głośno i wyraźnie: usługi społeczne nie są towarem, należą do sfery praw(...). Dom nie jest tylko nieruchomością. Państwo musi interweniować na rynku mieszkaniowym, by chronić nas, obywateli" - argumentowała Leef.

Cipi Liwni, liderka centrowej Kadimy - największej partii opozycyjnej - zaapelowała w obliczu masowych demonstracji o to, by parlament odwołał rozpoczynającą się na początku sierpnia przerwę wakacyjną. Tego samego domagają się od premiera przewodniczący parlamentu Reuwen Riwlin - z partii szefa rządu, Likudu - oraz lider koalicyjnego ugrupowania "Nasz Dom Izrael", minister spraw zagranicznych Awigdor Lieberman.