Półtora roku po powołaniu Europejskiej Służby Zagranicznej nawet najbardziej przyjazne Catherine Ashton kraje uważają, że bilans jej pracy jest katastrofalny.
Podczas wczorajszego spotkania szefów dyplomacji państw UE Francuzi, Belgowie, Holendrzy i Austriacy przedstawili raport, w którym twierdzą, że nie są w stanie ustalić, kto w nowej służbie czym się zajmuje. Z dokumentu wynika, że Ashton nie konsultuje swoich decyzji ze stolicami państw UE i nie przekazuje im części strategicznych dokumentów.
– Otoczyła się ludźmi, którzy tylko jej przytakują i przyjęła mentalność zamkniętej twierdzy – komentuje unijny dyplomata w rozmowie z „Daily Telegraph”.
Mimo że europejska dyplomacja kosztuje podatników ponad 500 mln euro rocznie (Ashton domaga się zwiększenia budżetu o dalsze 5,8 proc. w przyszłym roku), a ponad 100 zatrudnionych tu dyplomatów zarabia więcej niż brytyjski sekretarz ds. zagranicznych, Unia nie tylko nie zaczęła mówić w sprawach zagranicznych jednym głosem, ale rozbieżności między poszczególnymi krajami nawet wzrosły. Jednym z przykładów jest Libia: podczas gdy Francja i Wielka Brytania opowiadają się za nasileniem nalotów, Niemcy nie biorą w nich udziału. „New York Times” ustalił, że po zabiciu w Pakistanie Osamy bin Ladena z unijnych instytucji wyszło aż pięć raportów, a w każdym z nich Wspólnota zajmowała inne stanowisko. List Ashton był ostatni (8 godzin po piśmie szefa europarlamentu Jerzego Buzka). Jak ustalił amerykański dziennik, żadna z instytucji unijnych nie konsultowała przy tym swojego stanowiska z szefową europejskiej dyplomacji. Do legendy przechodzą również raporty wysłanników Ashton. Jeden z nich pochodzi z Pekinu i odkrywczo donosi o „rosnącej roli Chin na świecie”.
– Można zrozumieć, że ktoś reaguje szybciej od Ashton, ale pod warunkiem że ona to nadrabia w innych, bardziej strategicznych sprawach, jak wspólna polityka energetyczna. Jednak nawet w tej drugiej sprawie Ashton jest nieobecna – przyznaje w wywiadzie dla „Le Soir” belgijski minister spraw zagranicznych Steven Vanackere.
Ashton, która zarabia 320 tys. euro rocznie i uzyskała już w Brukseli przydomek niewidocznej kobiety, może w tej sytuacji zostać pozbawiona swojej funkcji już po pierwszej, 2,5-letniej kadencji. W chwili gdy ją mianowano, wydawało się pewne, że na czele europejskiej dyplomacji wytrwa pięć lat.
Eksperci wskazują jednak, że zrzucanie całej winy na Ashton jest niesprawiedliwe. Przywódcy UE umyślnie wybrali przecież nikomu nieznaną osobę, aby zachować pełną niezależnośc od Brukseli. Teraz mogą winić za kłopoty unijnej dyplomacji samych siebie.