NATO przyznało w piątek, że jego samoloty zbombardowały na wschodzie Libii powstańcze czołgi. Admirał Russell Harding, jeden z dowódców operacji w Libii, powiedział, że Sojusz nie przeprosi za ten atak, ponieważ nie jest odpowiedzialny za pomyłkę.

Tłumaczył on, że NATO nie miało żadnych informacji o wykorzystywaniu przez powstańców walczących z reżimem Muammara Kadafiego czołgów. W ataku, do którego doszło w czwartek zginęło co najmniej pięciu rebeliantów.

Zaznaczył też, że sytuacja pomiędzy Bregą a Adżdabiją, gdzie doszło do bombardowania, jest wciąż płynna i obie strony to nacierają, to wycofują się, przez co pilotom trudno odróżnić, z kim mają do czynienia.

"Wygląda na to, że dwa nasze naloty wczoraj (w czwartek) spowodowały śmierć pewnej liczby członków NRL (Narodowej Rady Libijskiej - tymczasowych władz powstańczych), którzy używali czołgów" - powiedział Harding.

"Ale nie przepraszam - podkreślił. - Sytuacja na ziemi jest, jak wspomniałem, nadzwyczaj zmienna i pozostaje taka. Do wczoraj nie mieliśmy informacji, że siły NRL korzystają z czołgów".

Dodał, że Sojusz przeprowadził w Libii 318 lotów bojowych i ciągu ostatnich 48 godz. zaatakował 23 cele.