Dania już w czerwcu chce przeprowadzić referendum w sprawie wejścia do unii walutowej.
Jeden z najbardziej eurosceptycznych krajów Wspólnoty, w ekspresowym tempie zmienia stosunek do członkostwa w unii walutowej. Wczoraj premier Lars Lokke Rasmussen zapowiedział, że już w czerwcu rozpisze referendum w sprawie przystąpienia kraju do strefy euro. Zdaniem szefa rządu to jedyny sposób, aby Dania nie trafiła poza nawias procesu decyzyjnego w Europie. Podobne założenie przyjęła Estonia, która mimo wysokich kosztów od początku roku jest w unii walutowej. Trend jest czytelny: kryzys tak przemodelował Europę, że proces decyzyjny z grona 27 przesunął się w kierunku 17.
– Powiedzieliśmy euro „nie” i to wiąże nam ręce, uniemożliwia udział w ściślejszej współpracy – oświadczył Rasmussen grupie duńskich europarlamentarzystów.

Zmarnowana kadencja

Zmiana o 180 stopni polityki Kopenhagi to bezpośrednia reakcja na decyzję kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego zorganizowania szczytu UE w sprawie „paktu o konkurencyjności” wyłącznie w gronie państw należących do unii walutowej. Dokument zawiera wiele inicjatyw niepokojących Duńczyków, w tym zakaz automatycznej indeksacji pensji i emerytur oraz ustanowienie minimalnego poziomu podatków od zysków przedsiębiorstw (CIT).
Rasmussen śpieszy się z głosowaniem, bo na początku przyszłego roku Dania przejmuje przewodnictwo w Unii. Zdaniem szefa rządu, jeśli do tego czasu kraj nie będzie mógł się pochwalić jasną perspektywą przystąpienia do unii walutowej, jego kadencja u sterów Wspólnoty zostanie zmarnowana.
Zarówno z powodu „paktu o konkurencyjności” jak i przewodnictwa w Unii powinniśmy zmodernizować nasze relacje w UE – powiedział Rasmussen cytowany przez dziennik „Politiken”.
Strategia premiera jest jednak ryzykowna i może się zakończyć pogrzebaniem jego kariery politycznej. Duńczycy pozostają bowiem sceptyczni wobec przystąpienia kraju do unii walutowej. Przeprowadzony na początku lutego przez Instytut Gallupa sondaż pokazał, że tylko 41 proc. respondentów opowiada się za porzuceniem korony na rzecz euro, 50 proc. jest temu przeciwnych, a 9 proc. nie ma w tej sprawie zdania.

Koniec z opt-out

Jeszcze w traktacie z Maastricht 20 lat temu Dania, jako jedyny poza Wielką Brytanią kraj Unii Europejskiej, wywalczyła możliwość trwałego wycofania się z europejskiej współpracy w sprawach obronnych, wewnętrznych oraz używania wspólnej waluty. Tylko dzięki temu Duńczycy w referendum zaakceptowali traktat. W 2000 roku ówczesny rząd zorganizował w tej sprawie ponowne referendum, jednak i tym razem większość głosujących nie chciała euro.
By zwiększyć szanse na korzystny wynik, Rasmussen chce tym razem zadać Duńczykom jedno pytanie w sprawie euro, obrony i spraw wewnętrznych. Współpraca w dwóch ostatnich obszarach jest w Danii bardziej popularna.
Podobna była strategia Estonii. Kosztem radykalnych cięć budżetowych rząd w Tallinie zdołał w 2009 i 2010 roku zredukować deficyt poniżej 3 proc. PKB i w ten sposób 1 stycznia 2011 roku zostać 17. krajem strefy euro.
W specjalnym raporcie brukselski Instytut Bruegla wskazywał, że z tego powodu Estonia ciężej przeszła przez kryzys (jej PKB spadło o 14 proc.) niż inne kraje Europy Środkowej, które dzięki osłabieniu waluty narodowej wobec euro mogły w trudnych warunkach utrzymać eksport.
Dla władz w Tallinie kluczowy był argument, że przystąpienie do strefy uchroni ich kraj przed atakami spekulacyjnymi przeciwko niewielkiej walucie. Teraz dochodzi do tego druga rzecz: udział w podejmowaniu kluczowych decyzji w Unii, z których zostanie wykluczona należąca od blisko 40 lat do Wspólnoty Dania.