Unia Europejska opublikowała wczoraj listę 157 nazwisk przedstawicieli białoruskich władz, którzy mają zakaz wjazdu na teren UE w związku z udziałem w represjach wobec tamtejszej opozycji. Zawiera ona nieścisłości i ewidentne błędy merytoryczne.
Po pierwsze dyplomaci i pracownicy ministerstw krajów członkowskich UE powtórzyli błąd z poprzedniej, zawieszonej w 2008 r. listy i zastosowali rosyjską transkrypcję większości nazwisk urzędników. Wersję białoruską podano tylko przy 35 osobach. Jest to o tyle istotne, że w paszportach wydawanych przez Białoruś alfabetem łacińskim zapisano angielską transkrypcję wersji białoruskiej, a nie rosyjskiej. O ile służby graniczne z łatwością wyłapałyby na granicy np. prezydenta Aleksandra Łukaszenkę, o tyle zatrzymanie sędzi Lidzi Cialicy, odpowiedzialnej za wydawanie wyroków na opozycjonistów, jest mało prawdopodobne. Jej nazwisko w paszporcie zapisano jako Tsyalitsa. Na unijnej liście widnieje jako Telitsa.
To nie wszystko. Lista – która wiąże się także z zamrożeniem aktywów w unijnych bankach – roi się od błędów. Widnieje na niej np. dwóch prokuratorów generalnych – Piatro Mikłaszewicz i Ryhor Wasilewicz. Tajemnica? Bynajmniej – Mikłaszewicz był prokuratorem do 2008 r., a obecnie jest szefem sądu konstytucyjnego. Jako szefa KGB zapisano obok jego obecnego szefa Ściapana Sucharenkę (był nim do 2008 r., a obecnie jest ambasadorem w Armenii), prezydenckiej administracji przewodzi ponoć Hienadź Niawyhłas, choć w 2008 r. został odesłany na polityczną emeryturę i szefuje dziś Białoruskiej Federacji Futbolu.
Na liście jest nawet wszechwładny niegdyś szef MSW Uładzimier Nawumau, którego wpisano jako szefa federacji hokeja. Problem w tym, że od roku Nawumau – pozbawiony wszelkich wpływów – żyje na emigracji w Moskwie. W tym czasie uznawano go za jednego ze sponsorów ostatniej kampanii uwięzionego i pobitego przez KGB opozycjonisty Uładzimira Niaklajeua.
Czarny spis miał uwzględniać także reżimowych dziennikarzy znanych z propagandowego uzasadniania represji wobec opozycji. I uwzględnia. Tyle że obok najbardziej zasłużonych publicystów znalazła się na nim także Hanna Szadryna jako wiceszefowa prezydenckiego dziennika „Sowietskaja Biełorussija – Biełaruś Siegodnia”. Unijni dyplomaci nie zauważyli, że Szadryna odpowiadała w „SB” za... kulturę. W dodatku po stłumieniu powyborczych manifestacji 19 grudnia w ramach protestu zrezygnowała z pracy.
Innymi słowy autorzy listy – szefowie MSZ UE pracujący na podstawie informacji z ambasad w Mińsku – nie sprawdzili, czy osoby uwzględnione w 2006 r. na starej liście wciąż pełnią swoje funkcje. Problem też w tym, że czarna lista to w zasadzie jedyne sankcje, jakie Bruksela nałożyła na Białoruś. Mimo że do sankcji gospodarczych wzywali nie tylko białoruscy opozycjoniści, lecz także Parlament Europejski.
Wczoraj w Warszawie odbyła się z kolei międzynarodowa konferencja donatorów. Wzięli w niej udział przedstawiciele UE, rządów państw europejskich, USA i Kanady. Największą pomoc narodową – 7 mln euro dla białoruskich wolnych mediów – zadeklarowali Szwedzi. Czterokrotne zwiększenie wsparcia (do 15,6 mln euro) zaoferowała też Komisja Europejska.