MINISTER PRACY w rządzie Davida Camerona przedstawi w tym tygodniu projekt ustawy, według której bezrobotny w Wielkiej Brytanii będzie musiał przepracować 30 godzin tygodniowo przez cztery tygodnie. Inaczej nie otrzyma zasiłku.
Brytyjski rząd wypowiada wojnę bezrobotnym z wyboru. W tym tygodniu minister pracy Iain Duncan Smith ogłosi wzorowany na amerykańskim program walki z obywatelami, dla których pobieranie zasiłku stało się sposobem na życie.
To część rządowego planu cięć, który ma w sumie przynieść rocznie 190 mld funtów oszczędności. Program Smitha opisał w weekendowym wydaniu dziennik „Guardian”.

Jak to jest, gdy pracujesz

Rozwiązanie jest proste. Smith przekonuje, że bezrobocie nie może być bardziej opłacalne od pracy. I proponuje, by zarejestrowani bezrobotni co jakiś czas musieli spędzać w firmach czy organizacjach charytatywnych wskazanych im przez urząd pracy cztery tygodnie po co najmniej 30 godzin tygodniowo. Wszystko w ramach zasiłku dla bezrobotnych. Jeśli ktoś będzie unikał tego obowiązku, automatycznie straci go na miesiąc.
W Wielkiej Brytanii bezrobotni poniżej 25. roku życia dostają od państwa 51 funtów tygodniowo, powyżej tej granicy – 64. Dotychczas bezrobotny z wyboru mógł teoretycznie stracić zasiłek, jeśli odmawiał uczestniczenia w kursach zmiany kwalifikacji albo nie przychodził na rozmowy o pracę. Jak przekonują eksperci, w praktyce sankcje funkcjonowały jedynie na papierze.



Politycy Partii Konserwatywnej i Liberalni Demokraci tworzący koalicję rządową przekonują, że kontrowersyjny projekt powinien pomóc wielu ludziom, którzy przez długotrwałe pozostawanie na utrzymaniu państwa popadli w marazm i nie potrafią się już zdecydować na podjęcie jakiejkolwiek pracy. – Jesteśmy pewni, że wśród półtora miliona bezrobotnych są tacy, którzy potrzebują, by im przypomnieć, jak to jest, gdy się pracuje – mówi cytowany przez brytyjskiego „Guardiana” anonimowy ekspert biorący udział w pracach nad prawem Smitha. – W projekcie chodzi nie tylko o to, żeby państwowe pieniądze nie były wyrzucane w błoto, ani o zapewnienie bezpłatnej siły roboczej dla przedsiębiorstw i organizacji, lecz także o realną pomoc dla bezrobotnych. Niektórym trzeba po prostu odświeżyć pamięć, włączając ich do normalnego życia. A w normalnym życiu pieniędzy nie dostaje się darmo – dodaje.

2,47 mln bez pracy

Politycy opozycyjnej Partii Pracy podchodzą do nowych rozwiązań sceptycznie. – Największym problemem nie jest to, że ludzie nie chcą pracować, lecz to, że pracy nie ma. Przez rządowe reformy bezrobotni będą mieli mniej czasu, żeby szukać zatrudnienia – przekonuje posłanka laburzystów Anne Begg.
Według danych Narodowego Biura Statystycznego (ONS) liczba bezrobotnych w okresie od lutego do kwietnia 2010 r. w Wielkiej Brytanii wzrosła o 23 tys. – do 2,47 mln (stopa bezrobocia wynosi 7,5 proc.). Liczba osób pozostających bez pracy dłużej niż rok wzrosła w tym czasie z 85 tys. do 772 tys. Najbardziej niepokojące jest jednak inne zjawisko. Radykalnie wzrosła liczba ludzi bez pracy w wieku produkcyjnym (od lutego do kwietnia 2010 o 29 tys., co daje 8,19 mln, czyli 21,5 proc).
Niemiecka lewica też rozmontowała zasiłki
Brytyjczycy nie są pierwszymi, którzy próbowali rozprawić się z problemem bezrobotnych z wyboru. Jednym z celów Agendy 2010 – niemieckiego planu reform systemu pomocy socjalnej i rynku pracy – było właśnie zerwanie z przekonaniem, że można wygodnie żyć, nie pracując. Ultraliberalny jak na niemieckie warunki program – forsowany w 2003 roku notabene przez socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schroedera – zakładał m.in., że pełna kwota zasiłku dla bezrobotnych będzie wypłacana przez 12 miesięcy. Później mógł być on obniżony nawet o 50 proc. Dodatkowo osoby, które pozostawały na bezrobociu dłużej niż rok, miały obowiązek podejmować każdą pracę zaproponowaną im przez Arbeitsamt, czyli niemieckie biuro pracy. W praktyce jednak z założeń Agendy do dziś pozostało niewiele. Większość jej rozwiązań została złagodzona lub w ogóle uchylona pod presją związków zawodowych.
sr