Wykluczenie z PiS Joanny Kluzik-Rostkowskiej to posunięcie, które każe zastanowić się, czy jest to jeszcze partia demokratyczna - ocenia europoseł Marek Migalski. Według niego w partii wygrywa frakcja Zbigniewa Ziobry.

Według Migalskiego - europosła, który do PE dostał się z list PiS, ale za krytykę Jarosława Kaczyńskiego został usunięty z delegacji PiS do europarlamentu - za wykluczeniem Kluzik-Rostkowskiej z Prawa i Sprawiedliwości stoi Zbigniew Ziobro, który - jak napisał europoseł przed kilkoma dniami na swoim blogu - został tak naprawdę "nowym szefem partii".

"Jedyne, co zrobiła Joanna Kluzik-Rostkowska, to jest zapowiedź, że w wypadku, kiedy Jarosław Kaczyński sam zrezygnuje z prezesury, a Zbigniew Ziobro będzie się o nią ubiegał, to ona chętnie w tym starciu z Zbigniewem Ziobro stanie do walki" - powiedział PAP w piątek Migalski. W jego ocenie nie była to nawet krytyka prezesa, lecz zapowiedź demokratycznej walki "na programy".

"I za to (Kluzik-Rostkowska - PAP) wylatuje z partii; trzeba się zastanowić, czy jest to jeszcze demokratyczna partia i czy Polacy powinni łożyć pieniądze na taką partię" - powiedział europoseł. Dodał, że piątkowa decyzja komitetu politycznego PiS jest "wyraźnym zwycięstwem" Ziobry i frakcji przez niego reprezentowanej.

Ziobro woli "być właścicielem partii, która ma 20 proc. (poparcia), niż być jednym z kilku liderów partii, która ma 50 proc."

"To on dzisiaj całkowicie przejął władzę i Jarosław Kaczyński jest tylko i wyłącznie wykonawcą jego poleceń lub osobą ułatwiającą mu sukcesję - eliminuje wszystkich potencjalnych konkurentów" - podkreślił Migalski. Ocenił, że choć formalnie dalej partią kieruje Kaczyński, to Ziobro mówi "w którą stronę pojechać i kogo potrącić na drodze".

Według europosł Ziobro woli "być właścicielem partii, która ma 20 proc. (poparcia), niż być jednym z kilku liderów partii, która ma 50 proc.". "To gra absolutnie krótkowzroczna, ale na posiadanie na własność tej partii i władanie 30 mln zł rocznie z budżetu państwa i kilkoma tysiącami ludzi, którzy ją tworzą" - ocenił Migalski.

Kreśląc perspektywy przyszłości dla ugrupowania, Migalski ocenił, że PiS wchodzi w rolę "partii trwale opozycyjnej bez szans na zdobycie władzy". "To oznacza, że będą trwały te słabe, gnuśne rządy PO, dlatego że po prostu nie ma kto odebrać im władzy, o czym zresztą Donald Tusk bardzo często mówi" - wskazał europoseł.



Pierwszym sygnałem trwałej marginalizacji PiS będzie słaby wynik w listopadowych wyborach samorządowych

W ocenie Migalskiego pierwszym sygnałem trwałej marginalizacji PiS będzie słaby wynik w listopadowych wyborach samorządowych. Europoseł przypomniał, że w niedawnych wyborach prezydenckich Jarosław Kaczyński "przy ogromnym udziale Kluzik-Rostkowskiej" zdobył w pierwszej turze 36 proc. głosów.

"Jeśli geniusz Jarosława Kaczyńskiego i przenikliwość Zbigniewa Ziobro są prawdziwe, to partia w wyborach powinna zdobyć co najmniej 40 proc., a ja obawiam się, że nie zdobędzie nawet 30 proc." - powiedział europoseł. Dodał, że taki wynik będzie dowodził, że wyborcy zorientowali się, iż głos oddany na PiS, jest głosem oddanym na partię, która nigdy nie będzie rządzić.

"Po pewnym czasie - nie wiem czy to będzie za pół roku, za rok czy za dziesięć lat - po prostu wyborcy przestaną na nią głosować, ponieważ po co marnować swój głos na partię, która jest tylko i wyłącznie pewną korporacją, która zapewnia dostatni żywot jej właścicielom" - podsumował Migalski.

W piątek Komitet Polityczny PiS wykluczył z partii także posłankę Elżbietę Jakubiak.