Pora wreszcie skończyć z mitem, że Litwa jest naszym strategicznym partnerem na Wschodzie.
„Przede wszystkim uważamy, że Litwa nadal nie realizuje podjętych zobowiązań dotyczących polskiej mniejszości narodowej. Chcielibyśmy też, by Litwa podjęła konkretne decyzje w sprawie przedsiębiorstwa Orlen Lietuva”. Te słowa polskiego ambasadora w Wilnie z wywiadu dla poniedziałkowego wydania dziennika „Lietuvos Żinas” powinny paść już dawno. Po dwudziestu latach od upadku komunizmu czas skończyć z mitem, że Litwa jest naszym strategicznym partnerem na Wschodzie. I nie chodzi tylko o lituanizację Polaków z Wileńszczyzny na wzór poznańskiej hakaty czy pisownię nazwiska Parafianowicz w języku litewskim Parafianoviczius. Dla tych, którzy stosunki międzynarodowe sprowadzają tylko do interesów, podam przykłady tego, jak bardzo nasze interesy są na Litwie ignorowane.
Litwini mogą być wzorcem z Sevres dla tych, którzy stosują podwójne standardy przy zwracaniu ziemi zagrabionej po drugiej wojnie przez komunistów. Polacy z Wieleńszczyzny od ponad dekady skarżą się, że oferuje się im substytut w postaci ziemi np. pod Kownem. W tym samym czasie Litwin bez problemu odbiera ziemię pod stolicą, której wartość jest wielokrotnie wyższa niż na Żmudzi. Sytuacja zmieniła się dopiero niedawno. Gdy Warszawa zaczęła dawać do zrozumienia, że koniec z przymykaniem oka na ten proceder. I gdy... większość ziemi na Wileńszczyźnie zwrócono już Litwinom. Kazys Maksvytis, dyrektor Narodowej Służby Ziemi przy ministerstwie rolnictwa, może bez problemu zapewniać, że „w przyszłym roku szczególnym priorytetem będzie objęty zwrot ziemi w rejonie wileńskim”. Bo zwrócono jej już ponad 81 proc. (ogólny procent zwróconych właścicielom gruntów w skali Litwy wynosi 98,3 proc.).
Jeszcze bardziej wymowny jest przykład Orlenu. Przepłaciliśmy za niego, by uniezależniać siebie (i Litwę) od Rosjan. Litwini tymczasem postąpili z nami po rosyjsku. W 2008 roku rozebrali 19 km torów z Możejek do granicy z Łotwą w Renge (oficjalnie z powodów technicznych). Polacy nie mogli sprzedawać paliwa Łotyszom, co obniżało opłacalność inwestycji. Na początku września (już po sygnałach ze strony polskiej, że nie będziemy akceptować postawy Litwinów w tej sprawie) Wilno zapewniło, że tory ułoży. Ale zajmie to dwa lata. Trudno akceptować taki styl traktowania jednego z największych płatników podatków na Litwie.
Kolejny przykład. Strategiczny projekt polsko-litewskiej elektrowni atomowej. Litwini są (byli?) za. Tylko z jednym ale. Chcieli, by Polacy zapłacili za budowę. A później oba kraje miały porównywalne udziały w inwestycji.
Według polskiego ambasadora w Wilnie te problemy „są ciągle podejmowane i analizowane, jednakże oczekiwanego wyniku nie ma”. Pora, by wynik był.