Manneken Pis znów jest nagi – poinformowały belgijskie media. Ale wiadomość dotycząca symbolu Belgii – figurki siusiającego chłopca – doskonale opisuje też stan całego kraju, który od wczoraj sprawuje przewodnictwo w Unii Europejskiej.
Początek prezydencji zbiega się bowiem w czasie z kolejnym w ostatnich latach kryzysem rządowym i wzmożonymi dyskusjami o jedności kraju. – Nowy rząd powstanie nie wcześniej niż w październiku – przyznał nawet premier Yves Leterme, który po wyborach z 13 czerwca nie ma szans na odbudowę większościowej koalicji. Jego gabinet pozostanie u władzy do czasu sfinalizowania negocjacji między socjalistami a flamandzkimi nacjonalistami. Stawką rokowań jest utrzymanie kruchej równowagi pomiędzy skłóconymi grupami narodowościowymi: żyjącymi na północy niderlandzkojęzycznymi Flamandami i mówiącymi po francusku Walonami z południa.

Prezydencja nas nie kręci

W sytuacji, gdy coraz głośniej mówi się o rozpadzie kraju, trudno oczekiwać, by ktokolwiek miał w Belgii głowę do przesadnego koncentrowania się na unijnej prezydencji. W Brukseli panuje raczej atmosfera pewnej obojętności. – To już dwunaste przewodnictwo Belgów we Wspólnocie, więc naprawdę nie ma się czym ekscytować – mówi nam Nicolas Veron, analityk brukselskiego Instytutu Bruegla. Poddani Alberta II nie ukrywają też, że nie zamierzają wchodzić w paradę ich rodakowi Hermanowi Van Rompuyowi oraz Brytyjce Catherine Ashton, którym traktat lizboński przyznał przecież sporą część uprawnień należących dotąd do narodowej prezydencji. – Wprowadzanie w życie założeń Lizbony jest kluczowym elementem naszego przewodnictwa. Dlatego... nie będę ani słowem wypowiadać się w kwestiach unijnej polityki zagranicznej – ogłosił z rozbrajającą szczerością szef belgijskiej dyplomacji Steven Vanackere.

Potrzebny dobry administrator

Obserwatorzy zwracają jednak uwagę, że belgijski paraliż konstytucyjny może wyjść Europie na dobre. W ciągu najbliższych sześciu miesięcy Unia musi przecież wypracować ostateczny kształt zapowiadanych od dawna uregulowań instytucji finansowych, m.in. w dziedzinie kontroli funduszy hedgingowych czy banków. Jesienią mają się też pojawić konkretne propozycje Komisji Europejskiej w sprawie koordynacji polityk budżetowych w strefie euro, a specjalna grupa pod przewodnictwem Van Rompuya przedstawi swoje pomysły na walkę z kryzysem. Aby z tego gąszczu inicjatyw coś wyniknęło, lepiej, żeby unijna prezydencja zajęła się sprawnym administrowaniem niż błyszczeniem na salonach.