Według większości komentarzy realna władza rządzącej od pięciu lat pani kanclerz jeszcze nigdy nie była tak zagrożona jak dziś. Forsowany przez Merkel Christian Wulff przeszedł w końcu dopiero w trzeciej turze parlamentarnego głosowania, co oznacza, że głosu odmówiła mu spora część obozu rządzącego. Sympatia opinii publicznej też była po stronie kandydata opozycji Joachima Gaucka.
– Wynik to najlepszy dowód, że Merkel utraciła dużą część swojego autorytetu. Jeśli tak dalej pójdzie, to planowane na marzec 2011 roku wybory w ważnych landach: Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynacie i Saksonii- Anhalt, mogą być jej Waterloo – pisze monachijski „Sueddeutsche Zeitung”.
Z kolei londyński „The Economist” zwraca uwagę, że wolta części własnego obozu politycznego zmusza Merkel do zastanowienia, czy jest w stanie przeforsować swoją wizję polityki budżetowych oszczędności, reformy służby zdrowia, systemu bankowego czy zniesienia zbliżającego się moratorium na produkcję energii atomowej w Niemczech. Komentatorzy zgadzają się też z reguły w kwestii przyczyn środowego blamażu.
– Kanclerz staje wobec konieczności zmiany swojej polityki. Z jednej strony musi zaprzestać wysyłania sprzecznych sygnałów co do tego, jak wyprowadzić Niemcy z kryzysu. Z drugiej powinna mniej koncentrować się na umacnianiu swojej władzy wewnątrz partii i dopuścić w niej do głosu inaczej myślących. W przeciwnym razie czeka ją otwarty bunt – pisze berliński dziennik „Financial Times Deutschland”.
rw