19.06. Toronto (PAP) - Szef Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej (Royal Canadian Mounted Police, RMCP) William Elliot przyznał, że w przypadku śmierci polskiego imigranta Roberta Dziekańskiego jego służby zawiodły na wielu poziomach.

W piątek, kilka godzin po publikacji raportu komisji sędziego Thomasa Braidwooda, która uznała użycie paralizatora wobec Dziekańskiego na lotnisku w Vancouver za nieuzasadnione, w komunikacie prasowym Elliot uznał, że jest obecnie jasne, iż zasady obowiązujące w policji i wyszkolenie nie były wystarczające.

Przyznał, ze funkcjonariusze nie poświęcili wystarczająco dużo czasu, by rozładować napięcie i nie zapewnili wystarczającej opieki Dziekańskiemu.

"W moim własnym imieniu i w imieniu RCMP chciałbym jeszcze raz przekazać nasze szczere kondolencje pani Cisowskiej w związku ze śmiercią jej syna Roberta i bezwarunkowo przeprosić za rolę, jaką RCMP - w tym jej poszczególni przedstawiciele - odegrali w jego tragicznej śmierci" - napisał Elliot w komunikacie. Zapewnił, że od tego czasu w policji zostało wprowadzonych wiele zmian, w tym nowe zasady dotyczące użycia paralizatorów.

W piątek został podany do wiadomości publicznej 470 stronicowy raport, który komisja sędziego Braidwooda sporządziła na zlecenie rządu kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Tytuł raportu, "Dlaczego? Tragedia Roberta Dziekańskiego" nawiązuje do ostatnich słów, które Polak zdążył wypowiedzieć przed śmiercią, do której przyczyniło sie pięciokrotne użycie paralizatora przez policjantów.

14 października 2007 roku, polski emigrant, Robert Dziekański, po wielu godzinach oczekiwania na lotnisku w Vancouver, kiedy nikt nie pomógł mu w znalezieniu drogi do hali przylotów, zmęczony i zdenerwowany zniszczył m.in. komputer. Chociaż Polak zachowywał sie spokojnie, wezwani do niego policjanci kilkakrotnie razili go paralizatorami. Dziekański zmarł.

Na początku kwietnia tego roku policja przeprosiła jego matkę, zawarła tez z nią ugodę. (PAP)

Anna Lach

lach/ zab/