Niektórym miejscom w Warszawie grozi tzw. przebicie hydrauliczne - woda w gruncie znajduje sobie drogę przepływu i w miarę, jak wzrasta jej prędkość i ilość, może dojść do zapadnięcia wału, czyli przebicia tej zapory - wyjaśnia w rozmowie z PAP hydrolog, dr Piotr Kuźniar z Wydziału Inżynierii Środowiska Politechniki Warszawskiej.

PAP: W nocy z wtorku na środę w Warszawie jest spodziewana druga fala na Wiśle - równie wysoka jak pierwsza. Jak pan ocenia sytuację stolicy teraz, kiedy jesteśmy po pierwszej fali, kiedy wały są nasiąknięte, a wcześniej dochodziło do ich przesiąkania?

Piotr Kuźniar: Jestem pełen obaw, mimo że z natury jestem optymistą. Wały są nasiąknięte, podłoże jest cały czas utopione w wodach gruntowych. Trzeba szczerze powiedzieć, że wszystko ledwo stoi. Wał Miedzeszyński, który według mnie był sztandarowym przykładem, jak się powinno odbudowywać wały razem z infrastrukturą, np. poszerzoną drogą - przecieka tak, jak cieknął zawsze. To deprymujące.

PAP: Będzie przelanie wałów?

P.K.: Nie, przelania nie będzie, bo 780 cm sięga ledwo połowy wałów. Ponieważ jeżdżę po Warszawie i zaznaczam ślady kulminacji rzeki w różnych miejscach, wiem, że np. na Tarchominie woda ledwo podeszła pod stopę wałów. Największe zagrożenie dla Warszawy to przebicie hydrauliczne - przyczyna 80 proc. awarii wałów, które bardzo rzadko ulegają zniszczeniu przez przelanie. Przebicie hydrauliczne oznacza, że woda w gruncie drąży, znajduje sobie drogę przepływu i w miarę jak wzrasta jej prędkość i ilość, a także ilość dodatkowego materiału, który zabiera, może dojść do rozluźnienia podłoża, powstania kawern (wolnych przestrzeni podziemnych - PAP) o charakterze podziemnego strumienia i upłynnienia się gruntu, czyli powstania kurzawki. W efekcie może dojść do pęknięcia wału. To erozja wgłębna - zjawisko, które się rozwija lawinowo. Co więcej, jest niezauważalne w strukturze. Bardzo niebezpiecznym sygnałem są miejsca wynoszenia żółtego lub białego piasku gdzieś po zewnętrznej - w stosunku do rzeki - stronie wału - to jest sufozja. Wały lubią pękać w nocy, bo wtedy tego zjawiska nie widać.

PAP: Czy taka sytuacja była w maju, kiedy pękł wał w okolicy Portu Praskiego w Warszawie?

P.K.: Wtedy zadziałał jakiś czynnik sztuczny. Tam zdaje się była rura czy wkręt w wale. Wszystkie wkładki, sztuczne elementy zakłócające jednorodność czy to podłoża, czy struktury wału, to tzw. uprzywilejowane drogi filtracji. To znaczy, że woda lubi wzdłuż takich elementów przepłynąć. I być może to była przyczyna.

PAP: Które rejony w Warszawie są najbardziej zagrożone?

P.K.: Miejsca wyjścia dawnych koryt rzeki. To Wał Miedzeszyński w rejonie ul. Arbuzowej, Siekierki na Łuku Siekierkowskim, wał tarchomiński z przerwami na całej długości, również lokalne miejsca w okolicach Kępy Oborskiej, ulica Wał Zawadowski na całej długości. Proszę zwrócić uwagę, że nazwa "Kępa" wywodzi się stąd, że kiedyś to miejsce było wyspą.

PAP: Czy między pierwszą falą kulminacyjną a tą, której się spodziewamy, można było zrobić coś w Warszawie, by poprawić sytuację?

P.K.: Powódź nie dała nam wytchnienia - myślę o mieszkańcach zlewni Wisły. Nie dała nam czasu na poprawienie sytuacji. To, co doraźnie dobudowano, to woda już zalała, bo to nie są warunki do budowania. Podłoże musi być osuszone, materiał zagęszczony, wszystko uszczelnione. Tego nie robi się w tydzień czy dwa. Reasumując: przyroda czasu nam nie dała.