Polska podejmuje walkę o uzyskanie wpływu na kształt unijnej dyplomacji. Na razie żaden Polak nie kieruje jedną ze 136 ambasad UE na świecie. Polaków nie ma też na wysokich stanowiskach w strukturach zagranicznych Unii w Brukseli. A wśród dyplomatów z nowych krajów członkowskich tylko Węgier Janos Herman jest ambasadorem Unii w Oslo. Ton nadają stare kraje UE – Niemcy, Francja, Hiszpania i Wielka Brytania. Warszawa chce to zmienić.
– Przedstawiliśmy dobrych kandydatów na szefów placówek UE i mamy nadzieję, że niektórzy z nich znajdą uznanie pani Ashton – mówił wczoraj w rozmowie „DGP” minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.

Ambasady do obsadzenia

Za dwa miesiące szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton mianuje 30 nowych ambasadorów UE. Po raz pierwszy wykorzysta uprawnienia, które daje jej traktat lizboński. Do obsadzenia są m.in. stanowiska ambasadorskie w Tbilisi, Pekinie, Seulu, Sarajewie, Tiranie, Islamabadzie.
Na razie wszystkie kluczowe stanowiska należą do starych krajów członkowskich. Nawet te w Europie Wschodniej, choć od przeszło pięciu lat członkostwa w Unii Warszawa stale deklaruje, że ten region jest naszym priorytetem. Ambasadorami UE zarówno w Kijowie, Mińsku, jak i Moskwie są Hiszpanie. Z kolei w Gruzji funkcję tę pełni Szwed.
Stare kraje członkowskie kontrolują także ambasady w strategicznych państwach świata. W Pekinie Unię Europejską reprezentuje Francuz, w Waszyngtonie – Portugalczyk, w Japonii – Brytyjczyk. A przedstawicielem UE przy organizacjach międzynarodowych w Wiedniu jest Szwed.
Polsce jeszcze trudniej będzie uzyskać ważne stanowiska w centrali unijnej dyplomacji w Brukseli. Catherine Ashton zapowiada, że w tym roku obsadzi 16 kluczowych stanowisk. Jednak wbrew polskim oczekiwaniom nie będą to jej zastępcy, którzy mieliby zasadniczy wpływ na unijną politykę obronną czy stosunki z najważniejszymi regionami świata: USA, Rosją, Chinami. Tę rolę będą odgrywać zarówno niektórzy obecni komisarze UE, jak i szef dyplomacji tego kraju, który w danym momencie sprawuje przewodnictwo w Unii. Ashton chce natomiast powołać jedynie kandydatów na kierownicze stanowiska administracyjne do zarządzania kilkoma tysiącami urzędników, którzy docelowo mają pracować w unijnej służbie zewnętrznej.

Parlament blokuje Ashton

Polskie plany może też pokrzyżować Parlament Europejski. Unijni deputowani od wielu miesięcy nie akceptują planów przedstawionych przez Ashton.
– Parlament chce w ten sposób przede wszystkim potwierdzić szerokie prerogatywy, jakie otrzymał w traktacie lizbońskim. Merytoryczny aspekt ma tu mniejsze znaczenie – mówi prezes brukselskiego European Policy Center Antonio Missiroli.
Właśnie to według Ashton powoduje opóźnienia w budowaniu dyplomacji UE. – Przed końcem roku unijna służba zagraniczna nie zacznie działać – przyznała wczoraj w Warszawie.