Świat nie konkuruje już tylko o dostęp do złóż ropy naftowej, gazu czy węgla. By podtrzymać wzrost gospodarczy, konieczne jest posiadanie zwykłego piasku, który w ostatnich latach stał się niemal tak samo cenny jak surowce energetyczne.
Piasek to fundament rozwoju. I to dosłownie. Dzięki niemu Singapur przez ostatnie pół wieku powiększył się aż o 22 proc.: z 582 kmkw. do 710 kmkw. Bajecznie bogate miasto-państwo położone na południowym krańcu Półwyspu Malajskiego nie szczędzi środków na kupowanie najpowszechniej występującej na świecie skały, by zyskać nową powierzchnię pod budowę domów i fabryk. Jego ofiarą padały już plaże i wybrzeża Malezji, Wietnamu, Chin oraz Indonezji. W ostatnich latach o wiele biedniejszych Kambodży, Birmy i Bangladeszu.
W podobny sposób co Singapur rozrastają się także inne bogate, ale małe państwa.

Miliony w zwykłym piasku

Brytyjska organizacja ekologiczna Global Witness alarmuje w najnowszym raporcie, że każdego miesiąca aż 60 tys. ton piasku z prowincji Koh Kong z południowo-zachodniej części Kambodży trafia do Singapuru. A taki proceder trwa też w innych częściach kraju. – Piasek jest wydobywany w sposób odkrywkowy, co całkowicie rujnuje życie ludzi żyjących z morza. A nie mamy żadnych dowodów na to, by podejmowano jakiekolwiek działania osłonowe – stwierdza raport. Global Witness twierdzi na dodatek, że w handel piaskiem jest zamieszane najbliższe otoczenie premiera Hun Sena, a być może nawet i on sam.
Rząd Kambodży odrzuca te oskarżenia. Broni się, twierdząc, że w całym kraju obowiązuje zakaz wydobywania morskiego piasku, z wyjątkiem lokalnych społeczności, które mogą pogłębiać przybrzeżne przejścia dla swoich łodzi. Przeczą jednak temu liczby. Global Witness twierdzi, że rocznie tylko z prowincji Koh Kong sprzedaje się piasek za 248 mln dol.
Handel piaskiem to prawdziwa żyła złota. Wydobycie tony w Kambodży kosztuje niecałe 3 dol., ale ta sama tona w Singapurze jest sprzedawana nawet za 26 dol. To ponad 8,5-krotne przebicie. Mało który interes przynosi tak wielkie zyski przy tak niskich nakładach.



Handlarze wiedzą, że 26 dol. za tonę piasku to dla bogatego Singapuru wciąż niewiele. Zwłaszcza że 4-milionowe miasto-państwo desperacko szuka sposobu na uniknięcie klęski przeludnienia. By budować nowy ląd, Singapur kupował piasek od regionalnych sąsiadów, ale przed kilkoma laty Malezja, Chiny, Indonezja i Wietnam wprowadziły zakaz jego sprzedaży. Sama Kambodża nie zaspokoi głodu maleńkiego państewka.
Powstały więc gangi, które zajmują się kradzieżą piasku. Nocami statki wyposażone w specjalne maszyny ssące, zwane odkurzaczami, podkradają się pod indonezyjskie wyspy i pochłaniają piasek z malowniczych plaż. Greenpeace Indonezja alarmuje, że z powodu kradzieży do końca dekady znikną co najmniej 83 wyspy. – Sytuacja przekroczyła już poziom krytyczny, one ledwo wystają ponad poziom wody. Najgorsza sytuacja panuje na wyspach Nipah, Karimun oraz na wybrzeżu koło Riau – powiedział rzecznik organizacji Nur Hidayati.

Saudowie odmawiają

W ten sposób co Singapur rozrastają się również inne bogate, ale małe państwa. Położony w Zatoce Perskiej Bahrajn też kupował piasek od azjatyckich krajów, a po wprowadzeniu przez nie zakazu zwrócił się z ofertą do Arabii Saudyjskiej. Jednak w 2009 roku królestwo Saudów odmówiło, choć piasku ma pod dostatkiem. Teraz Bahrajn flirtuje z Bangladeszem. Także Dubaj kupował tony piasku, który – dopóki nie dopadł go kryzys – służył do realizacji jednych z najbardziej ambitnych programów tworzenia nowych lądów.
Ale rynek nie lubi próżni. Zakazy sprzedaży piasku wprowadzane prze kraje azjatyckie cieszą eksporterów z innych regionów świata. – To tym lepiej dla nas – powiedział Tim Sintop, właściciel firmy z USA.