Pomyłka antyterrorystów kosztowała Piotra D. zdrowie. Żąda 200 tys. zł. Warszawski sąd okręgowy ogłosi dziś wyrok w głośnej sprawie akcji białostockich antyterrorystów, którzy zamiast groźnego bandziora ujęli niewinnego człowieka, łamiąc mu kręgosłup w czasie zatrzymania.
W zimny lutowy poranek 2008 roku 28-letniego informatyka Piotra D. obudziły krzyki i walenie w drzwi jego kawalerki na warszawskich Bielanach. To byli białostoccy antyterroryści. Poszukiwali dwóch zabójców zza wschodniej granicy. Zanim jednak sprawdzili, że w tym mieszkaniu ich nie znajdą, zdążyli powalić Piotra D. na ziemię, skuć kajdankami, a jego dziewczynę uderzyć kolbą pistoletu w głowę. – Gdy się odwróciłem, chcąc przejść w głąb mieszkania, dostałem kopniaka, tak że znalazłem się przy oknie – relacjonował poszkodowany.
Gdy antyterroryści zorientowali się, że popełnili błąd, natychmiast opuścili mieszkanie. Nie zważali na skargi chłopaka, że boli go kręgosłup, i tłumaczenia, że wynajmuje to mieszkanie od półtora roku. Dzień później wylądował w szpitalu. Diagnoza: złamanie trzech kręgów kręgosłupa. Przez miesiąc chodził w gorsecie. Cudem uniknął wózka inwalidzkiego. Do dziś czuje ból. Nie może dźwigać ani uprawiać sportów. Zdecydował się wytoczyć policjantom proces o odszkodowanie.

Wina policji jest ewidentna

Dziś Sąd Okręgowy w Warszawie ma ogłosić wyrok w tej sprawie. Piotr D. domaga się 200 tys. zł zadośćuczynienia i 7 tys. zł odszkodowania z tytułu utraconych zarobków. – Wina policji jest ewidentna i dziwi mnie, dlaczego cały proces tak długo się ciągnie – mówi Maciej Bernatt, koordynator Programu Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Policja co prawda przyznała się do błędu, ale nikt nie chciał wziąć finansowej odpowiedzialności za tę pomyłkę.



Najpierw trwała kilkumiesięczna batalia o ustalenie winnego wewnątrz policji. Jednostka z Białegostoku twierdziła, że jej funkcjonariusze wykonywali polecenia wydane z centrali. Prawnik Komendy Głównej Policji, której podlega Centralne Biuro Śledcze, wskazywał, że policja dostała błędną informację z prokuratury i stąd pomyłka. Po kilku miesiącach udało się ustalić, że za interwencję odpowiadał samodzielny pododdział antyterrorystyczny policji w Białymstoku. – Nie udało się ustalić, który z funkcjonariuszy wszedł pierwszy i powalił mojego klienta – mówi nam pełnomocnik Piotra D. Joanna Młot-Schoenthaler z kancelarii Clifford Chance.
Prawnicy reprezentujący przed sądem policjantów tłumaczyli w czasie procesu, że doszło do nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. W tym samym dniu 250 funkcjonariuszy weszło do kilkunastu lokali w stolicy i okolicach. Akcja była związana z zatrzymaniem kilkunastu gangsterów związanych z gangiem Rafała Skatulskiego ps. Szkatuła. Policja nie zaproponowała jednak ugody.

Pomylił się, zastrzelił psa

W Polsce takich pomyłek było więcej. Niespełna dwa miesiące temu antyterroryści z Łodzi zamiast do mieszkania nr 6c wtargnęli do lokalu nr 6. Użyli granatu przeciwko dwóm kobietom. Pod koniec kwietnia skazano też członka grupy AT z Rzeszowa. Sąd uznał, że funkcjonariusz przekroczył uprawnienia – wszedł do domu, myśląc, że robi nalot na agencję towarzyską, uderzył właściciela posesji i zastrzelił mu psa. Agencja, której poszukiwał, mieściła się w drugiej części domu bliźniaka. – Tu liczy się czas, nie ma miejsca na drobiazgową weryfikację – tłumaczy jeden z uczestników akcji antyterrorystycznych.