Urządzenie może pomóc, ale wszystkich zagadek nie rozwiąże.
Jest dość mała, ale ma duże znaczenie. Zaprojektowana tak, by przetrwała największy kataklizm. Ale często trudno ją odnaleźć. Z czarną skrzynką w ciągu niemal 60 lat jej istnienia zawsze wiązano wielkie nadzieje.
Wzorcowy dramat zawiera dialogi, kontrakcje i repliki. Czarna skrzynka w skrajnych przypadkach jest zapisem takiego dramatu. Można go podzielić na akty, prolog i epilog. Zdarza się nawet intryga odsłaniająca prawdę niewygodną dla jednego z bohaterów dramatu. Zapis ze skrzynki może podpowiedzieć, czy pośrednią winą za katastrofę prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem należy obarczyć rosyjskich kontrolerów lotu, polskiego pilota czy – jak sugerują niektórzy – prezydenta. Może podpowiedzieć, ale wszystkich niewiadomych nie wyjaśni.
– Jest wiele innych czynników niż nagranie ze skrzynki, które bierze się pod uwagę, m.in. badanie wraku samolotu, analiza rozmów z wieżą kontroli lotów, wewnętrzne śledztwo. Czarne skrzynki są tylko jednym z puzzli – mówi nam Keith Holloway z United States National Transportation Safety Board.
W samolocie są dwie czarne skrzynki. Standardowo jedną umieszcza się w okolicach nosa samolotu, a drugą w ogonie. Pierwsza rejestruje dźwięk audio i zapisuje rozmowy w kokpicie (Cockpit Voice Recorder – CVR), a druga – parametry lotu (Flight Data Recorder – FDR). Skrzynki przechodzą bardziej skomplikowane testy niż samochody – na ogień, ciśnienie czy uderzenie w aluminiową ścianę. – Do sprawdzenia danego modelu czarnych skrzynek potrzebne są dwa egzemplarze. Przepisy mówią bowiem o dwóch typach katastrof: zderzenie z ziemią oraz zderzenie z wodą. Skrzynki poddawane są działaniu ciśnienia, jakie występuje na głębokości Rowu Mariańskiego. W przypadku symulacji zderzenia z ziemią mamy do czynienia z udarem 3400 G, potem ze zgniataniem, z próbą przebicia i próbą ognia (1100 stopni Celsjusza przez 60 minut z trzech stron) – mówi nam Tomasz Tuchołka z firmy ATM, producenta czarnych skrzynek.
Nie mają w sobie nic magicznego. Sama skrzynka kosztuje około 18 – 20 tys. dol. Zbudowane są m.in. z polimerów, aluminium, ze stali i z tytanu. Podczas testów zatapia się je w płynie hydraulicznym, oleju silnikowym, paliwie odrzutowym, a nawet wodzie z samolotowej toalety. I nic. Są trwalsze niż sejfy. Przechowują dane, które w wielu przypadkach powinny w sejfach się znaleźć.

Co stało się z lotem 990?

Mogą stać się elementem politycznego nacisku i dyplomatycznej wojny. Tak było na przykład z zapisem ze skrzynek samolotu lotu numer 990 egipskich linii lotniczych z Los Angeles do Kairu. 31 października 1999 r. samolot runął do oceanu u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. CVR zarejestrował dramatyczne ostatnie chwile załogi. W pewnym momencie kapitan Mahmud El-Habaszi przeprasza, mówiąc, że musi skorzystać z toalety. Pół minuty później pierwszy oficer Adel Anwar mówi: „Tawkalt ala Allah” („Polegam na Bogu” lub „Zdaję się na Boga”). Chwilę potem autopilot zostaje wyłączony i Anwar powtarza: „Tawkalt ala Allah”. Trzy sekundy później moc obu silników zaczyna drastycznie spadać. Oficer powtórzy swoją sentencję jeszcze sześć razy, zanim nagle pojawi się głos kapitana: „Co się dzieje? Co się dzieje?”. Kapitan ochrypłym głosem mówi, aby podnieść nos samolotu, oficer nakazuje go opuścić. W tym samym czasie silniki zostają zupełnie wyłączone. „Co to jest? Co to jest? To ty wyłączyłeś silniki?” – krzyczy El-Habaszi. Anwar nie odpowie.



Zapisy czarnych skrzynek lotu 990 okazały się sensacją i rozpętały polityczną burzę. Na pokładzie znajdowali się amerykańscy emeryci lecący do Egiptu na wycieczkę, więc do sprawy włączyli się śledczy z USA. Dwa tygodnie po katastrofie ogłoszono, że mogło dojść do umyślnego morderstwa i śledztwo przejęło FBI. Egipski wywiad protestował. Po wymianach nieuprzejmości powstały dwa raporty na temat katastrofy – służb amerykańskich i służb egipskich. Jedna wersja postawiła na niezrozumiałe zachowanie pilota, druga na usterkę techniczną. Na sugestie, że mogło dojść do samobójstwa czy nawet zamachu terrorystycznego, odpowiedziały egipskie media. Rządowe gazety „Al-Gomhuria” i „Al-Musawar” przedstawiły teorie, że oficer był fanem Disneya, a samolot został przypadkowo zestrzelony przez amerykańskie myśliwce. Nie wykluczano również wpływów Mossadu i CIA. Egipcjanie, w których kulturze zakorzeniona jest pogarda dla samobójców, wychodzili z założenia, że to niemożliwe, aby pilot odebrał sobie życie, zabijając przy okazji 216 osób. Na dwa lata przed 11 września dla wielu wydawało się to niepojęte.
Zdarza się, że czarnych skrzynek nie udaje się znaleźć. Znikają głęboko pod ziemią albo wpadają w rów oceaniczny. Wprawdzie wysyłają sygnał, ale tylko przez 30 dni. Tak było na przykład ze skrzynką z samolotu Air France, który w maju minionego roku wpadł do oceanu u wybrzeży Brazylii. Do dziś jej nie znaleziono. – Nadajnik z czarnej skrzynki ma teoretycznie zasięg kilku kilometrów, ale w przypadku zagrzebania w mule obszar ten może się skurczyć do kilkudziesięciu metrów. Szukanie skrzynki z Air France było szukaniem po omacku – uważa Tuchołka.
Blisko 60 lat temu australijski inżynier David Warren po katastrofie jednego z myśliwców doszedł do wniosku, że gdyby możliwe było nagrywanie rozmów pilotów i zapisywanie tego za pomocą urządzenia, które przetrwa wypadek, łatwiej byłoby wytłumaczyć przyczyny zdarzenia. Opracował prototyp skrzynki z taśmą nagrywającą. Przedstawił go australijskim decydentom. Odmówili, bo doszli do wniosku, że skoro pomysł narodził się w Australii, Stany Zjednoczone na pewno już to mają. Warren zdecydował się więc na współpracę z Brytyjczykami. Do Londynu leciał cztery dni. Tamtejsi inżynierowie byli zachwyceni. Jedna z osób, która nie wiedziała, jak nazwać to dziwaczne pudełko z azbestu, powiedziała: „Jaka fajna czarna skrzynka”. I tak już zostało. Lista kontrowersyjnych zapisów z czarnych skrzynek jest długa. Malcolm MacPherson złożył z nich przedziwną książkę pt. „Air Disasters: Dramatic Box Flight Recordings”. Przedziwną, ponieważ zamieścił w niej wiele dialogów prowadzonych w ostatnich chwilach lotu.

Każda katastrofa jest inna

Jak ten z Los Angeles do Kairu. Budzą one niezdrową fascynację, ale i zażenowanie. Czasami zaczyna się od komedii, a kończy dramatem. Czasami robi się dramatycznie, ale ostatecznie pojawia się happy end. Często jest jednak tak, że nic nie zwiastuje nagłej katastrofy. Piloci sobie rozmawiają, stewardesa się śmieje, wieża lotnicza zapewnia, że wszystko jest OK. Ale nagle ktoś krzyczy: „O k...!”. I dialog się urywa. Dla członków załogi czarne skrzynki mogą być kolejnym elementem systemu, który monitoruje, kontroluje i szpieguje. Żadna z osób obecnych w samolocie nie może kontrolować nagrania, wyłączać go, a potem włączać. Linie lotnicze wykorzystują więc skrzynki do sprawdzania, czy piloci się nie bawią, nie flirtują ze stewardesami. Związki zawodowe pilotów w USA protestują przeciwko takiemu wykorzystaniu urządzenia. Nie tylko one, ponieważ szefowie kolei i linii autobusowych też decydują się na montowanie czarnych skrzynek.
Tym, którzy na myśl o czarnych skrzynkach boją się wejść do samolotu, polecamy jednak lekturę dzieła amerykańskiego dziennikarza. Poza tym wszystkim mówi ono bowiem o zabezpieczeniach i procedurach, które sprawiają, że samolot jest bezpieczniejszy od samochodu.