Kanclerz Niemiec, która wczoraj rozpoczęła oficjalną wizytę w Ankarze, uważa, że Turcji nie uda się przystąpić do UE, bo integracja między krajami Unii staje się coraz ściślejsza.
Uprzywilejowane partnerstwo miałoby obejmować 27 lub 28 spośród 35 obszarów negocjacji akcesyjnych, jakie od 5 lat prowadzą przedstawiciele Turcji i Unii. Na boku pozostałyby jednak te najważniejsze, jak rolnictwo, polityka konkurencji czy pomoc regionalna.
Oferta Merkel wywołała jednak wściekłość w Ankarze. – To tak jakby w trakcie karnego zmieniać usytuowanie bramki – żalił się turecki premier Recep Tayyip Erdogan, który twardo obstaje przy pełnym członkostwie swojego kraju w UE. – W Unii są trzy kategorie krajów: te, które do niej należą, te, które negocjują członkostwo, i te, które kandydują. Oferowanie nam czegoś, co nie istnieje, jest ubliżające – mówił o uprzywilejowanym partnerstwie minister ds. europejskich Egemen Bagis.
Na razie negocjacje członkowskie idą jednak jak po grudzie. Od 2005 r. otwarto tylko 12 spośród 35 rozdziałów rozmów. Ale 8 z nich zostało ponownie zamrożonych, bo Ankara konsekwentnie odmawia uznania władz Republiki Cypru, a zamknięcie każdego obszaru negocjacji wymaga jednomyślnej zgody wszystkich krajów UE.
Dla Turcji Niemcy są dziś największym partnerem handlowym. Jednak stosunki między oboma krajami są napięte nie tylko z powodu kontrowersji wokół przyszłości integracji z Unią. Erdogan domaga się otwarcia wielu nowych tureckich szkół w Niemczech. Jego zdaniem próba integracji tureckiej mniejszości w Republice Federalnej to „zbrodnia przeciw ludzkości”. Merkel nie zgadza się także na zniesienie wiz dla Turków podróżujących do zjednoczonej Europy. Obawia się, że w takim przypadku gwałtownie zwiększy się liczba nielegalnych imigrantów starających się dostać do Unii nie tylko z Turcji, ale też z Iranu, Pakistanu, a nawet Azji Środkowej.