W środę w Krakowie odbyło się pierwsze posiedzenie tej komisji, w którym wzięli udział także Kornelia Marek i jej szkoleniowiec Wiesław Cempa.
"Nie wiem skąd się wzięło EPO (erytropoetyna - PAP) w moim organizmie - powiedziała Marek. - Nie mam żadnych zastrzeżeń do doktora Witalija Trypolskiego, któremu ufałam. Ale to nie tylko jego wina. Ja też czuję się winna tej sytuacji i jestem gotowa ponieść konsekwencje".
Jak dodała, była przekonana, że przyjmuje środki regenerujące i witaminy. Poinformowała, że przed igrzyskami w Vancouver była dwukrotnie kontrolowana. "Raz w Kuusamo i raz przed samymi igrzyskami, ale wtedy badano krew, a nie mocz" - wyjaśniła.
Komisja rozczarowana zeznaniami zawodniczki
Zbigniew Waśkiewicz z Komisji Dyscyplinarnej Polskiego Związku Narciarskiego, która ma wyjaśnić okoliczności stosowania dopingu przez biegaczkę Kornelię Marek, przyznał, że w rozmowach z zawodniczką i jej trenerem Wiesławem Cempą "nie usłyszano żadnych sensacji".
W środę w Krakowie odbyło się pierwsze posiedzenie tej komisji, w którym wzięli udział także Kornelia Marek i jej szkoleniowiec Wiesław Cempa.
"Nie usłyszeliśmy od nich żadnych sensacji - poinformował Waśkiewicz. - Trener Cempa po raz kolejny podkreślił, że nic nie wiedział, by ktoś z jego grupy stosował doping i jest zaskoczony całą sytuacją, a Kornelia Marek podtrzymała wcześniejsze stanowisko, że świadomie nie stosowała żadnych środków dopingujących, a zastrzyki przed i podczas igrzysk robił jej wyłącznie doktor Witalij Trypolski".
Badanie antydopingowe Kornelii Marek, które przeprowadzono podczas igrzysk po biegu sztafetowym 4x5 km - dało wynik pozytywny. 12 marca, na żądanie zawodniczki, w laboratorium w Richmond rozpoczęła się analiza próbki B. 16 marca MKOl potwierdził obecność niedozwolonej substancji - erytropoetyny (EPO) - w organizmie Polki.
To jedyny przypadek stosowania dopingu wykryty na tegorocznej olimpiadzie.