Bytomski sąd aresztował wieczorem na trzy miesiące prezydenta Świętochłowic Eugeniusza M. i sekretarz tego miasta Jolantę S.-K. Oboje są podejrzani o korupcję. Zdaniem śledczych żądali i brali łapówki. Według ustaleń śledztwa, wręczono im prawie 100 tys. zł. Urzędnicy nie przyznają się do winy.

O uwzględnieniu prokuratorskiego wniosku o aresztowanie obojga podejrzanych poinformował PAP prezes Sądu Rejonowego w Bytomiu Michał Niedopytalski.

Sąd uznał, że istnieje uzasadniona obawa, iż podejrzani mogliby utrudniać śledztwo, np. wpływając na zeznania świadków. Areszt zastosowano w celu prawidłowego przebiegu postępowania i z uwagi na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanych zarzucanych im przestępstw - powiedział prezes.

Posiedzenie sądu trwało kilka godzin i miało dramatyczny przebieg. Sekretarz zasłabła, wzywano pogotowie. Ekipa karetki orzekła, że może uczestniczyć w posiedzeniu. Prezydent skorzystał z prawa do zapoznania się z aktami, co także spowodowało przerwę.

W piątek rano prokurator rejonowy w Bytomiu Artur Ott powiedział PAP, że u podstaw wniosku o aresztowanie obojga urzędników leży przede wszystkim obawa matactwa.

"Świadkami są osoby zależne od podejrzanych - to osoby, które są pracownikami spółek, w których gmina ma większość udziałów albo wszystkie. Mogą więc oddziaływać na świadków poprzez groźbę zwolnienia, bo sam fakt postawienia zarzutów nie pozbawia żadnego z podejrzanych funkcji, jakie sprawują" - powiedział prokurator.

Prezydent i sekretarz zostali zatrzymani w czwartek rano w swych mieszkaniach przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Funkcjonariusze dokonali także przeszukań w gmachu magistratu.

W prokuraturze zatrzymani usłyszeli dwa zarzuty dotyczące przyjęcia i żądania korzyści majątkowych. Żaden z urzędników nie przyznał się do winy. Jak ujawnił Ott, jedna z przesłuchiwanych osób złożyła obszerniejsze wyjaśnienia, druga jedynie powiedziała, że korupcja nie miała miejsca. Po przesłuchaniu prezydent i sekretarz do późna w czwartek byli konfrontowani ze świadkami. Ostatnią noc spędzili w policyjnej izbie zatrzymań.



Jak powiedział Ott, prokuratura zarzuciła podejrzanym żądanie w jednym przypadku 100 tys. zł i przyjęcie 25 tys. zł. W drugim przypadku podejrzani mieli żądać kwoty "równoważnej 15-krotności 40 proc. z miesięcznego wynagrodzenia brutto" osoby, od której żądano łapówki. W tym przypadku urzędnicy - zdaniem prokuratury - przyjęli 70 tys. zł. W obu przypadkach pieniądze miały trafić do prezydenta za pośrednictwem sekretarz miasta.

Prokuratura, zasłaniając się dobrem śledztwa, odmawia podania informacji, za co były łapówki. Osoby, które je wręczały najprawdopodobniej nie będą pociągnięte do odpowiedzialności karnej, bo same powiadomiły o korupcji organy ścigania.

Śledztwo, w ramach którego zatrzymano urzędników świętochłowickiego magistratu, prowadzone jest od listopada ubiegłego roku. ABW określa sprawę jako "rozwojową". Prezydentowi i sekretarz miasta grozi do ośmiu lat więzienia.