Tuż przed godz. 10 rozpoczęło się posiedzenie komisji śledczej ds. wyjaśnienia tzw. afery hazardowej, podczas którego przesłuchiwany jest były szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Jego nazwisko, podobnie jak byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, pojawia się w kontekście nieprawidłowości przy pracach nad zmianami w ustawie hazardowej. Sam Chlebowski zaprzeczał, by lobował w interesie branży hazardowej.

Zbigniew Chlebowski powiedział dziś przed komisją śledczą badającą tzw. aferę hazardową, że 1 października ub.r., gdy "Rzeczpospolita" opublikowała artykuł o tzw. aferze hazardowej, w ciągu kilku godzin z "człowieka, który uczciwie żył i pracował", stał się lobbystą podejrzanym w aferze hazardowej. "Przeżyłem szok" - powiedział Chlebowski w swobodnej wypowiedzi przed komisją.

Ale - jak dodał - nie miał pojęcia, co czeka go dalej. Według niego, "rozpętano gigantyczną polityczną nagonkę", której celem był atak na niego i Platformę Obywatelską.

Chlebowski mówił, że w czasie tego ataku nie dano jemu samemu - i innym osobom - możliwości obrony i zanim zostaną oni oczyszczeni z zarzutów, "na oczach wszystkich zostaną odarci z godności".

Dodał, że w jednej chwili przekreślono prawdę o nim i jego wieloletniej pracy jako parlamentarzysty, a prawda o jego "10-letniej służbie poselskiej wygląda inaczej niż się to przedstawia". Chlebowski podkreślił, że jako parlamentarzyście przyświecał mu jeden cel - dobro Polski.

"Nigdy nie nadużywałem mandatu poselskiego"

Chlebowski powiedział przed sejmową komisją śledczą, nigdy nie nadużywał swojego mandatu. Oświadczył też, że "niektóre niezwiązane z ustawą hazardową rozmowy telefoniczne zostały zmanipulowane; rozmowy, w których człowiek używa skrótów i przenośni".

"Nigdy nie nadużywałem swoich poselskich uprawnień. Zawsze, przy rozpatrywaniu wszystkich projektów ustaw, zlecałem opinie, które przede wszystkim dotyczyły: zgodności danych rozwiązań z konstytucją, które pokazywały skutki społeczne takich, a nie innych rozwiązań, skutki finansowe, (...) wpływ danej regulacji na rynek pracy" - dodał.

Jak zaznaczył, w czasie, gdy był posłem i wówczas, gdy przez dwa lata szefem komisji finansów publicznych, odbył "setki, a nawet tysiące spotkań z przedstawicielami różnych środowisk, grup społecznych, zawodowych i indywidualnymi ludźmi". Dodał, że odbył też tysiące rozmów telefonicznych z firmami i przedsiębiorcami, zagłębiał wiedzę dotyczącą różnych branż gospodarki. "Tak traktowałem swoje poselskie obowiązki w trosce o dobro wspólne" - powiedział.

"Jako przewodniczący komisji finansów publicznych nie mogę też ponosić odpowiedzialności za to, że niektóre niezwiązane z ustawą hazardową rozmowy telefoniczne zostały zmanipulowane. Rozmowy, w których człowiek używa skrótów i przenośni" - oświadczył.

Chlebowski powiedział też, że zawsze ze "starannością" traktował ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora i powołał się na artykuł 20 ust. ustawy, który mówi, że "poseł lub senator ma prawo podjąć - w wykonywaniu swoich obowiązków poselskich lub senatorskich - interwencję w organie administracji rządowej i samorządu terytorialnego, zakładzie lub przedsiębiorstwie państwowym oraz organizacji społecznej, a także w jednostkach gospodarki niepaństwowej dla załatwienia sprawy, którą wnosi we własnym imieniu albo w imieniu wyborcy lub wyborców, jak również zaznajamiać się z tokiem jej rozpatrywania".



"Poseł musi czerpać wiedzę od różnych ludzi"

Chlebowski powiedział komisji, że poseł, wykonując swoją pracę "musi rozmawiać i czerpać wiedzę od różnych ludzi", a w trakcie tych kontaktów pojawia się wiele telefonów czy maili.

W swobodnej wypowiedzi Chlebowski wspominał o swoich kontaktach z emigrantami pracującymi m.in. w Wielkiej Brytanii. "Okazało się, że dwa miliony polskich emigrantów muszą płacić bardzo niekorzystne dla nich podatki. Państwo nie zadbało o to, by wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej zmienić ustawy podatkowe" - mówił były szef klubu Platformy.

Jak podkreślił, gdy w obecnej kadencji zmieniano ustawy podatkowe na korzyść Polaków pracujących w Wlk. Brytanii, "odbywał z tymi ludźmi setki spotkań, setki a może tysiące rozmów, maili, kontaktów".

"Gdyby wtedy CBA podsłuchiwało nasze rozmowy, to pojawiłyby się w tych rozmowach słowa: "nie bójcie się, załatwię to nie na 90 proc., na 100 proc". Bo to były słuszne postulaty tych, których w jakimś sensie krzywdziła władza publiczna, która nie potrafiła zmienić i dostosować przepisów" - mówił Chlebowski.

Wyraził też przekonanie, że każdy z posłów, także z członków komisji śledczej, "działając na rzecz zmian w kraju, musi rozmawiać i czerpać wiedzę od różnych ludzi, którzy prowadzą działalność gospodarczą, ale i zwykłych ludzi, którzy przychodzą do biura poselskiego a mając telefon - dzwonią".

"Warunek podstawowy, który musi towarzyszyć tym rozmowom i działaniom - muszą być zgodne z prawem, z przyjętymi zasadami" - dodał Chlebowski.

"Byłem przeciwko legalizacji jednorękich bandytów"

Chlebowski, mówiąc przed komisją śledczą o przebiegu prac nad nowelą ustawy hazardowej w latach 2002 - 2003 podkreślił, że on i cały klub Platformy opowiadali się przeciwko zalegalizowaniu automatów o niskich wygranych i niskiemu opodatkowaniu tych gier.

Chlebowski mówił o pracy podkomisji pracującej nad zmianami w prawie hazardowym w czasie rządów SLD. Jak zaznaczył, we wrześniu 2002 roku podkomisja zarekomendowała, by stawka zryczałtowanego podatku od automatu o niskich wygranych wynosiła 200 euro miesięcznie. Według niego, na późniejszym etapie prac posłanka SLD Anita Błochowiak zgłosiła poprawkę, by podatek ten wynosił 50 euro.

Chlebowski przypominał, że podczas II czytania projektu tej nowelizacji reprezentował w Sejmie klub PO. Cytował swoje wypowiedzi z tego okresu, w których przeciwstawiał się zapisaniu w ustawie gier na automatach o niskich wygranych. Chlebowski miał też zastrzeżenia do zapisów dotyczących wideoloterii. Z przytaczanych przez niego wypowiedzi wynika, że przestrzegał przed uzależniającym wpływem tej gry.

26 lutego 2003 r. komisja zajmująca się tym projektem opowiedziała się za obniżeniem zryczałtowanego podatku od tzw. jednorękich bandytów. Informując o tym Chlebowski przytoczył swoją wypowiedź, w której przeciwstawiał się takiemu rozwiązaniu. Były szef klubu PO dodał, że 12 marca 2003 r. klub PO głosował zarówno przeciwko tej poprawce, jak i również przeciwko przyjęciu całej ustawy.

W trakcie prac sejmowych nad nowelizacją ustawy hazardowej prowadzonych w latach 2002/2003 r. doszło do zamieszania wokół poprawek dotyczących wysokości zryczałtowanego podatku od jednego automatu.

Projekt stanowił, że podatek ten będzie wynosił 200 euro, potem pojawiła się poprawka zmniejszająca go do 50 euro. Nie udało się jednoznacznie ustalić, kto był autorem tej poprawki. W tzw. białej księdze dotyczącej prac nad tą nowelizacją są dokumenty, które wymieniają w tym kontekście albo Błochowiak, albo Chlebowskiego. Ostatecznie uchwalono, że podatek od automatów o niskich wygranych miał rosnąć od poziomu 50 euro w 2003 r. do 125 euro w 2006 r.

Chlebowski tłumaczył też dlaczego jesienią 2007 roku zgłosił poprawkę, która odkładała o kilka miesięcy wejście w życie przepisów mających podwyższyć ryczałtowy podatek od automatów o niskich wygranych. Jak tłumaczył, kierował się tym, że nie wolno w trakcie roku podatkowego przyjmować przepisów, które są niekorzystne dla podatników.



"Nigdy nie rozmawiałem z Drzewieckim nt. dopłat"

Chlebowski powiedział przed sejmową komisją, że nigdy nie rozmawiał z b. ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim o sprawie dopłat do gier. Przyznał jednak, że rozmawiał z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą na temat rezygnacji z dopłat na rzecz podwyższenia podatku od gier.

Jak zaznaczył, na przełomie marca i kwietnia 2009 r. rozmawiał z Kapicą na temat dopłat i "przyjęcia podwyższenia podatku". Zwrócił się też do Kapicy o przygotowanie analiz tego, co jest lepsze dla budżetu - wprowadzenie dopłat czy podwyższenie podatku. Chlebowski zeznał też, że jest w posiadaniu wielu ekspertyz znanych ośrodków akademickich, m.in. Instytutu Badań nad Gospodarka Rynkową, z których wynika, że dopłaty są złym pomysłem - mogą spowodować w budżecie państwa ubytek liczony w miliardach złotych. Dlatego - jak zaznaczył - optował za podatkiem.

"Kiedy okazało się w rozmowie z ministrem finansów po jego analizie, że wpływy z podniesienia podatków będą mniejsze niż z dopłat, przestałem prowadzić rozmowy na ten temat" - powiedział.

Dodał też, że w lipcu 2009 r. spotkał się z Kapicą w Sejmie i zapytał go tylko, na jakim etapie jest ustawa. Powiedział też, że nie sugerował, iż minister sportu chce wycofać się z dopłat. "Ja nigdy na ten temat z ministrem sportu nie rozmawiałem. Nie miałem wiedzy na temat tego, co się dzieje w Ministerstwie Sportu" - powiedział.

Mówił też, że jeszcze w 2008 r. - w maju - zorganizował spotkanie z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i wiceministrem Kapicą dotyczące liberalizacji przepisów o lokalizacji kasyn i salonów gier - według Chlebowskiego planowano, że decyzję o lokalizacji będzie podejmował nie minister finansów, a wójtowie, burmistrzowie i prezydenci. Chlebowski - jak zaznaczył - powiedział im, że jest to bardzo zły i niebezpieczny pomysł.

Zaznaczył, że sugerował, iż wprowadzenie takich rozwiązań grozi poważną katastrofą - doprowadzi do wzrostu przestępczości, państwo może stracić kontrolę nad hazardem, a salony i kasyna zaczną służyć jako pralnie pieniędzy. Dodał, że istniało także "zagrożenie korupcyjne" przy takich rozwiązaniach. Zaznaczył, że wtedy Rostowski i Kapica przyznali mu rację.

Powiedział też, że na kolejnym spotkaniu z wiceministrem Kapicą - na przełomie sierpnia i września 2008 r. - rozmawiał nt. rozszerzenia katalogu dopłat. "Rozmawiałem z ministrem Kapicą jako szef komisji finansów publicznych, prosząc go o uzasadnienia dla tego pomysłu" - powiedział. Chlebowski przypomniał, że kilka dni później - 18 września - Komitet Stały Rady Ministrów rozpatrywał projekt nowelizacji.

Po raz kolejny Chlebowski spotkał się z Kapicą w listopadzie 2008 r. i jak - zaznaczył - rozmawiali o pomyśle obniżenia podatku dla wideoloterii. Chlebowski był temu przeciwny. "Gdyby weszła w życie ulga na wideoloterie, to w każdym punkcie, gdzie przyjmowane są zakłady totolotka, można postawić maszynę hazardową, na której można prowadzić takie same gry, jak w salonie czy kasynie, bez żadnych ograniczeń" - powiedział.

"O ustawie rozmawiałem tylko z Rostowskim i Kapicą"

Chlebowski zapewnił, że o projekcie zmian w ustawie hazardowej rozmawiał tylko z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i jego zastępcą Jackiem Kapicą.

Chlebowski zwrócił uwagę, że w przeciągu półtora roku o ustawie hazardowej z Kapicą rozmawiał "pięć może sześć razy jako przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych".

Dodał, że na temat zmian w ustawie o Służbie Celnej rozmawiał z Kapicą dwa razy więcej. "Spotykaliśmy się 10 - 12 razy, toczyliśmy godziny rozmów, również telefonicznych" - podkreślił były szef klubu Platformy.

Zapewnił, że jest tylko dwóch ministrów, z którymi rozmawiałem na temat ustawy hazardowej - minister Rostowski i wiceminister Kapica. Mówił też, że cieszy się, iż Kapica robił notatki ze spotkań z nim.

Chlebowski zwrócił uwagę na słowa z zeznań Kapicy przed komisją śledczą, że rozmowy z nim nie miały charakteru konsultacji dotyczących projektu ustawy, a także na słowa Rostowskiego o rozmowie telefonicznej dotyczącej limitów lokalizacyjnych na kasyna.

"To jedyni urzędnicy państwowi, z którymi rozmawiałem na temat tej ustawy, przez cały czas trwania procesu legislacyjnego. Ministrowie finansów to naturalni partnerzy szefa komisji finansów (...) Z ministrem Rostowskim i wiceministrem Kapicą rozmawiałem w ciągu dwóch lat około 100 razy" - mówił Chlebowski.



Chlebowski zarzuca Kamińskiemu manipulację

Chlebowski zapewnił przed komisją, że jego działania były zawsze zgodne z prawdą i nacechowane troską o publiczne pieniądze. Stanowczo zaprzeczył, jakoby miał lobbować; ocenił też, że - by go zaatakować - b. szef CBA Mariusz Kamiński musiał manipulować informacjami.

"To co uczynił Mariusz Kamiński, były szef CBA, tutaj, na tej komisji, przechodzi wszelkie bariery absurdu. Muszę w sposób stanowczy zdementować te liczne, bezpodstawne nieprawdziwe oskarżenia, które godzą w moją osobę, w moją rodzinę i w moich najbliższych. Stanowczo przeczę zarzutom lobbystycznym. Taka, a nie inna sytuacja niezgodna z prawem i moim sumieniem nigdy nie miała miejsca w moim życiu" - oświadczył Chlebowski.

Zarzucił Kamińskiemu manipulację, która - w ocenie Chlebowskiego - polegała na tym, że b. szef CBA mówił, że Skarb Państwa może stracić 460 mln zł w wyniku zmian w ustawie hazardowej. Według b. szefa klubu PO, kwota ta jest "ponad dwukrotnym zawyżeniem błędnych skądinąd wyliczeń resortu finansów".

Chlebowski powiedział, że były szef CBA zrobił to, żeby epatować opinię publiczną wysokimi kwotami, "bez których nie można uszyć afery". "To pokazuje, że jego działania i wypowiedzi nie są przejawem troski o dobro wspólne, ale jest to wyraźny atak polityczny" - uważa były szef klubu PO.

Przypominał też swoją konferencję prasową zaraz po ujawnieniu afery, na której tłumaczył się z zaangażowania w prace nad ustawą hazardową. "Szkoda, że z tej konferencji w świadomości opinii publicznej przebił się tylko jeden gest: zdenerwowany, poniesiony emocjami przewodniczący Chlebowski ociera pot ze swojego czoła; żałuję, że z tej konferencji nie przebiła się żadna merytoryczna treść" - mówił.

Podkreślał, że w swoim wystąpieniu przed komisją niewiele dodał do tego, co mówił wówczas. "Ta nerwowość, ten stres - proszę mi wierzyć, że tak reagują i tak zachowują się ludzie uczciwi, ludzie, którzy postawieni w takiej sytuacji, mają ochotę wyjść i krzyczeć głośno: jestem niewinny!" - tłumaczył swoje ówczesne zdenerwowanie Chlebowski.

Chlebowski o relacjach z Sobiesiakiem i Koskiem

Chlebowski powiedział, że nigdy nie przeczył, że zna Ryszarda Sobiesiaka, biznesmena z branży hazardowej. Dodał, że zna też Jana Koska. Według niego, ich rozmowy poświęcone nowelizacji ustawy hazardowej, dotyczyły sygnałów o niebezpiecznych dla budżetu państwa skutkach, jakie mogła ona nieść.

Chlebowski powiedział, że Sobiesiak jest jego znajomym, z którym rozmawiał czasem telefonicznie, a czasem spotykali się osobiście. Dodał, że dwa razy był w należącym do Sobiesiaka ośrodku w Zieleńcu, w tym raz na Sylwestra ze znajomymi, za co zapłacił.

Chlebowski powiedział, że Kosek, który - według niego - jest obecnie "po bardzo ciężkich przejściach chorobowych", to uczciwy człowiek, który przez wiele lat był pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mówił, że "kiedy dziś pada pod jego (Koska) adresem wiele oskarżeń", jest mu bardzo przykro. Dodał, że ma nadzieję, że stan zdrowia powoli Koskowi, ale też Sobiesiakowi, stawić się przed komisją śledczą.

Stwierdził ponadto, że tylko raz wyemitowano w jednej ze stacji telewizyjnych wypowiedź Koska, w której ten, zapytany, czy coś załatwiał z Chlebowskim, odpowiedział, że "tylko ktoś, kto nie zna przewodniczącego Chlebowskiego może mu zarzucić, że można z nim coś załatwić; ja go znam - z nim się nigdy nic nie udało załatwić".

"Ta wypowiedź nigdy więcej nie pojawiła się" - powiedział Chlebowski. Według niego dlatego, że on już wtedy został "skazany i był winny", więc, po co - mówił - powtarzać tę wypowiedź Koska, skoro ona "nie jest zgodna z tezą, którą publicznie się stawia".

Z wypowiedzi Chlebowskiego wynika, że z Koskiem i Sobiesiakiem rozmawiali na temat ustawy hazardowej. "W tych kontaktach zasygnalizowano mi niebezpieczeństwa wynikające z ustawy hazardowej, mające wpływ na dochody budżetu państwa. Jako przewodniczący sejmowej komisji finansów publicznych musiałem te sygnały traktować bardzo poważnie" - dodał.

Zwłaszcza - mówił Chlebowski - gdy mówiono mu o "złych rozwiązaniach, mogących negatywnie odbić się nie tylko na całej branży, w której zatrudnionych jest kilkadziesiąt tysięcy osób". Jak podkreślił, jego najbardziej interesowały skutki dla budżetu, bo jako szef komisji finansów publicznych był zobligowany dbać o interesy państwa.



"Dopłaty nigdy nie zniknęły z projektu noweli"

Chlebowski powiedział przed komisją śledczą, że on nigdy nie zmienił zdania w sprawie "szkodliwości wprowadzenia dopłat" (do gier nieobjętych monopolem państwa, m.in. automatów), ale nigdy nie wywierał żadnych nacisków na funkcjonariuszy publicznych. Dopłaty - oświadczył Chlebowski - nigdy nie zniknęły z projektu nowelizacji ustawy hazardowej.

Poprosił też członków komisji śledczej, "aby konfrontować nagrane, w części zmanipulowane rozmowy z rzeczywistymi działaniami".

"Ja, w przeciwieństwie do wielu, nigdy nie zmieniłem zdania na temat szkodliwości dopłat, za to proponowałem alternatywę. Ale nigdy nie wywierałem żadnych nacisków na funkcjonariuszy publicznych. I dlatego dopłaty były zapisane w ustawie do samego końca i nigdy z tej ustawy nie zniknęły" - powiedział Chlebowski.

Według niego, "absurd całej sytuacji", również sprawy, którą zajmuje się komisja śledcza, polega na tym, że "dopłaty nigdy nie zginęły z projektu ustawy". "Nigdy - podkreślam. Gdyby były naciski, gdyby było zaangażowanie, to proszę zauważyć, że bylibyśmy dziś w zupełnie innej sytuacji" - powiedział Chlebowski.

Poseł powiedział również, że zupełnie inny charakter miały jego rozmowy z ministrem finansów dotyczące firmy Golden Play (firma hazardowa związana z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem) i Filomtechniki (firmy hazardowej związanej z Janem Koskiem).

Z zeznań wiceministra finansów Jacka Kapicy przed hazardową komisją śledczą wynika, że 16 lipca 2008 r. spotkał się on z Chlebowskim w sprawie wrocławskiej firmy Golden Play; firma ta starała się o przedłużenie zezwolenia na prowadzenie działalności, z czym miała problemy w związku z tym, że w Krajowym Centrum Informacji Kryminalnych są informacje dotyczące postępowań karnych prowadzonych wobec udziałowców oraz członków tej spółki. Minister finansów odmówił firmie przedłużenia dotychczasowych pozwoleń. Jednak w marcu 2009 r. Sąd Administracyjny rozstrzygnął kwestię na korzyść spółki.

W czasie przesłuchania przed komisją b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego okazało się, że słynne już słowa Chlebowskiego - znajdujące się w stenogramach podsłuchów - z sierpnia 2008 r. "na 90 proc. Rysiu, że załatwimy" nie odnoszą się do kwestii nowelizacji ustawy hazardowej i dopłat, a przedłużenia zezwolenia na prowadzenie działalności przez Golden Play.

"Jeżeli otrzymuję informację, że dane postępowanie administracyjne może w konsekwencji źle skończyć się dla budżetu państwa, to mam obowiązek pytać tylko po to, żeby ewentualnie ustrzec budżet przed potencjalnymi stratami. Tak, zasygnalizowałem ministrowi finansów niebezpieczeństwo uznając, że może to w przyszłości kosztować budżet państwa" - powiedział Chlebowski.

Dodał, że minister finansów wydał negatywną opinię dla Golden Play i po kilku miesiącach przegrał przed wojewódzkim sądem administracyjnym i "Skarb Państwa zwraca kilkanaście tysięcy zł odszkodowania". "Przecież to są publiczne pieniądze, pieniądze podatników. To, z czym nie możemy sobie poradzić, to z błędnymi decyzjami urzędników, których też trzeba usprawiedliwiać, bo oni też często działają w gąszczu skomplikowanych przepisów" - mówił Chlebowski.

Ale - dodał - te błędne decyzje kosztują budżet rocznie nawet kilkaset milionów zł. "Dlatego myślę, że to jest normalna naturalna praktyka: pytać, rozmawiać, interweniować, pod jednym warunkiem zawsze mając w pamięci art. 20 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora".

Według Chlebowskiego, b. szef CBA "nie szanuje publicznych pieniędzy". "Przecież wszyscy wiemy ile kosztuje utrzymanie jednego agenta Tomasza, w jakich warunkach żyje, jakimi samochodami jeździ, jakie wynajmuje wille" - mówił Chlebowski. Jak dodał, Kamiński "nie zna potencjalnych zagrożeń dla budżetu, nie liczy się z finansami i dlatego jemu tak łatwo stawiać zarzut - że ktoś spowodował utratę dochodów dla budżetu państwa - poprzez nierzetelne zestawienie rozmów prywatnych dotyczących zupełnie innych zagadnień", nie dotyczących ustawy hazardowej.

"Pan Kamiński zmanipulował informację dla pana premiera, jak również dla pana prezydenta, marszałka Sejmu, marszałka Senatu, a w konsekwencji zmanipulował przekaz medialny. Ubolewam, że moje działania mające na celu niedopuszczenie do utraty przez budżet państwa kilkuset milionów zostało opisane najpierw panu premierowi, następnie przez kontrolowane przecieki opinii publicznej, jako działania, które miały doprowadzić do utraty dochodów budżetowych" - powiedział Chlebowski.

"Fundamentem zarzutów Mariusza Kamińskiego są moje - wyrwane z kontekstu wypowiedzi, w których rzekomo obiecuję coś związanego z procesem legislacyjnym" - dodał.

"Mamy wypowiedź Kamińskiego, która jest ewidentnym kłamstwem. Cytowana przez Kamińskiego jako rzekome ustawianie ustawy wypowiedź dotyczy postępowania administracyjnego a nie procesu legislacyjnego. To właśnie jest ta manipulacja, o którą pytany dwa dni temu przed komisją Mariusz Kamiński nie chciał jednoznacznie odpowiedzieć. Wiedział, że naraziłoby go to na proces karny. Nie chcąc przyznać się do manipulacji, wił się jak piskorz" - mówił Chlebowski.

"Kamiński nie gardzi subtelnymi przekłamaniami"

Chlebowski powiedział przed komisją śledczą, że b. szef CBA Mariusz Kamiński obok "ewidentnych kłamstw" i "nieuprawnionych oskarżeń" nie gardzi też "subtelnymi przekłamaniami". Jako dowód przytoczył stwierdzenie Kamińskiego, iż on na spotkanie z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem 31 sierpnia 2009 r. umawiał się przez pośrednika, co - oświadczył Chlebowski - nie jest prawdą.

"(Kamiński) potrzebuje do swojej teorii mojego niby konspiracyjnego spotkania w kompromitujących okolicznościach. Mówi nieprawdziwie, że 31 sierpnia 2009 umawiałem się przez pośredników na spotkanie. To nie jest prawda" - powiedział Chlebowski. Poinformował, że umówił się z Sobiesiakiem na spotkanie we Wrocławiu o godz. 15.30, dzwoniąc do niego z własnego, prywatnego telefonu. "Kamiński nie wspomniał o tym, bo nie pasuje mu to do teorii o przecieku" - powiedział b. szef klubu PO.

"Gdybym miał wtedy jakąkolwiek wiedzę na temat akcji CBA, to (czy) dzwoniłbym do pana Sobiesiaka z własnego telefonu, umawiałbym się na cmentarzu, w miejscu publicznym (...) wiedząc, że i tak agenci będą w pobliżu tego miejsca?" - pytał Chlebowski.

Tłumaczył, że dwa dni przed spotkaniem z Sobiesiakiem zadzwonił do niego kolega, lekarz onkolog, który jest również znajomym Sobiesiaka. Lekarz ten miał później żalić się Sobiesiakowi, że Chlebowski nie odbiera jego telefonów.

"Dzwonię w związku z tym do niego (znajomego lekarza) w przypadkowej rozmowie, nie mając czasu na powiadomienie Sobiesiaka o niemożności dojechania do Wrocławia na spotkanie - zmienił się mój kalendarz - proszę pana ordynatora o powiadomienie Sobiesiaka o zmianie moich planów dotyczących tego spotkania" - opowiadał Chlebowski.

"Umówiliśmy się, że spotkamy się na stacji paliw. Ale w trakcie przyjazdu na miejsce spotkania uznałem, że pojadę na cmentarz" - mówił dalej. Przypomniał, że na tym cmentarzu pochowana jest jego siostra.

Chlebowski relacjonował, że kiedy kierował się w stronę grobu siostry zobaczył Sobiesiaka. "Podeszliśmy do grobu mojej siostry a po modlitwie, wracając do samochodu, odbyliśmy krótką rozmowę. To nie jest tak, jak powiedział pan Kamiński, że umówiliśmy się na cmentarzu, biegaliśmy między nagrobkami i rozmawialiśmy Bóg wie o czym. Gdybym chciał załatwiać jakieś sprawy z panem Sobiesiakiem, na pewno nie umawiałbym się w miejscu publicznym, które znajduje się przy głównej drodze krajowej Wrocław-Jelenia Góra" - zapewnił.

B.szef klubu PO nazwał też "łgarstwem" i "nikczemnością" zarzut, że w sierpniu 2008 r. wpływał na ówczesnego wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda, a także, jakoby wspólnie składali na posiedzeniu Komitetu Rady Ministrów poprawki (do projektu nowelizacji ustawy hazardowej). Zapewnił, że z Szejnfeldem nigdy nie zamienił nawet słowa na temat ustawy hazardowej. "Sugestie zawarte w raporcie CBA są w związku z tym wielkim kłamstwem" - oświadczył.



Chlebowski: o "największej manipulacji Kamińskiego"

Chlebowski powiedział przed komisją śledczą, że największą manipulacją i kłamstwem byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego było zarzucenie mu, że poprzez próby lobbowania na rzecz branży hazardowej chciał uszczuplić wpływy do budżetu państwa. "Jest to ohydne kłamstwo. Odwrotnie - chciałem zwiększenia dochodów do budżetu państwa" - przekonywał.

Chlebowski tłumaczył, że alternatywą, którą proponował zamiast dopłat do gier (nieobjętych monopolem państwa, np. do gier na automatach) było podniesienie podatków od automatów o niskich wygranych. Podkreślił, że system dopłat nie funkcjonuje w prawie żadnym kraju UE.

"Nie proponowałem uszczuplenia budżetu o 500 mln zł. Proponowałem rozwiązania, które mogły dać budżetowi kilkaset milionów zł. Proponowałem podwyższenie podatków od jednorękich bandytów, zamiast rozwiązania, które w swojej konsekwencji mogłoby bardzo mocno uderzyć w budżet państwa" - argumentował.

Oświadczył, że w całej sprawie nie ma sobie nic do zarzucenia, poza nieetycznymi rozmowami telefonicznymi, które nigdy nie powinny się zdarzyć politykowi. Apelował jednocześnie, by wskazać polityka, który poniósł tak duże konsekwencje - jak on - swoich nieetycznych rozmów.

Chlebowski podczas swojego słowa wstępnego przytaczał też obszerne fragmenty analizy CBA, która dotyczyła prac nad zmianami w prawie hazardowym w czasie rządów PiS. Materiał ten w niekorzystnym świetle stawia m.in. wiceszefa PiS Przemysława Gosiewskiego.

Wynika z niego, że nowelizacja ustawy hazardowej przekazana w 2006 r. przez Gosiewskiego do Ministerstwa Finansów była przygotowana przez Totalizator Sportowy. Jednak rozwiązania zawarte w tym projekcie nie były korzystne dla państwowego monopolisty, ale dla prywatnej firmy Gtech, która z nim współpracowała. Dokument, kwestionowany jest przez Mariusza Kamińskiego, który kierował Biurem w czasie, gdy materiał ten powstawał. Według niego, nie jest to nawet analiza, ale zestawienie doniesień medialnych.

Chlebowski pytał, dlaczego w tym czasie CBA nie założyło żadnych podsłuchów, mimo że w tle pojawiały się gigantyczne pieniądze. Pytał, czy ówczesny szef Biura był "ochroniarzem osób i działań opisanych w tej analizie".

Zachęcał, by na dwóch szalach postawić dwa raporty CBA - ten, którego fragmenty przytoczył, oraz ten opisujący jego rozmowy z biznesmenami z branży hazardowej. Ocenił, że raport dotyczący jego osoby zawiera zmanipulowane podsłuchy, w którym - jak oświadczył - Kamiński ucieka się do kłamstwa. Z kolei druga analiza - jego zdaniem - pokazuje konkretne podejmowane działania.

"Kosek finansował moją kampanię w 2005 r."

Chlebowski przyznał przed komisją śledczą, że biznesmen z branży hazardowej Jan Kosek finansował jego kampanię wyborczą do Sejmu w 2005 roku. Poinformował też, że kilka dni temu zadzwonił do niego Ryszard Sobiesiak z wiadomością, że zeznawał w prokuraturze.

Wiceszef komisji śledczej Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał Chlebowskiego, czy Kosek "finansował kiedykolwiek jego kampanię wyborczą".

"Oczywiście, że tak. To był 2005 rok, kampania wyborcza do Sejmu, w ostatnich wyborach pan Kosek nie finansował mojej kampanii, ale istotnie cztery lata temu" - powiedział Chlebowski.

Jak zapewnił, Kosek uczynił to zgodnie z prawem, z własnego, osobistego konta, zgodnie z ustawą o finansowaniu partii politycznych. Dodał, że kwota, którą Kosek wpłacił na kampanię wyborczą "nie mogła być większa niż kwota ustalona przez Państwową Komisją Wyborczą", więc - jak podkreślił - mogło to być kilkanaście tysięcy złotych.

Na pierwszej konferencji prasowej po wybuchu tzw. afery hazardowej Chlebowski zapewniał, że żaden z biznesmenów (Kosek ani Ryszard Sobiesiak) nie dawał pieniędzy na kampanię wyborczą PO.

Arłukowicz zapytał także byłego szefa klubu Platformy gdzie jest inny z bohaterów tzw. afery hazardowej biznesmen Ryszard Sobiesiak. Chlebowski odpowiedział, że cieszy się, iż Sobiesiak wrócił do kraju i "kilka dni temu złożył zeznania w prokuraturze".

"Obawiałem się, że ta nagonka spowoduje, że Sobiesiak nie zechce wrócić do kraju, a bezpodstawne - w mojej ocenie - zarzuty sprawią, że nie będzie chciał uczestniczyć w wyjaśnieniu sprawy do końca" - mówił Chlebowski.

Chlebowski dodał, że miał świadomość, że bez zeznań Sobiesiaka, również przed komisją śledczą, "nie będzie w stanie oczyścić swojego nazwiska".

Zbigniew Wassermann (PiS) dopytywał skąd Chlebowski wie, że Sobiesiak zeznawał w prokuraturze. Chlebowski odpowiedział, że Sobiesiak zadzwonił do niego kilka dni temu, żeby powiedzieć mu, że właśnie wychodzi z prokuratury i żeby się nie obawiał (Chlebowski), że on będzie uciekał przed przesłuchaniami w prokuraturze czy przed komisją śledczą.

Chlebowski mówił, że była to jego jedyna rozmowa telefoniczna jaką odbył z Sobiesiakiem po 1 października 2009 - kiedy wybuchła tzw. afera hazardowa. Dodał, że był zdumiony, kiedy Sobiesiak zadzwonił do niego, a w pierwszej chwili nawet wystraszony.

Zdaniem Chlebowskiego, nie było afery hazardowej. Jak podkreślił, należy zwrócić uwagę na ustawę, którą Sejm uchwalił w listopadzie 2009 roku. Zwrócił uwagę, że nie ma w niej dopłat do automatów do gier, są podwyższone podatki oraz zlikwidowano wideoloterie.



"Znam Sobiesiaka 4 - 5 lat, ale to nie zażyłość"

Chlebowski powiedział, że zna Ryszarda Sobiesiaka prawdopodobnie od 4-5 lat, ale nie jest to znajomość, którą można nazwać "zażyłością". Dodał, że nie zna dokładnej daty, kiedy poznał biznesmena, ale pamięta, że było to "w jakichś towarzyskich okolicznościach w Wrocławiu". Zeznał, że był już wtedy posłem.

Na pytanie Jarosława Urbaniaka (PO), jaki jest charakter jego znajomości z Sobiesiakiem, odparł, że biznesmen jest jego znajomym. "Nigdy nie utrzymywaliśmy jakichś bliskich kontaktów (...) Być może były to 3-4 spotkania towarzyskie, czasami bardzo krótkie spotkania, w różnych miejscach (...) w restauracji, na ulicy, zdarzały się także spotkania w biurze poselskim" - zeznał. Dodał, że nie była to "żadna zażyłość". "Żadne bliskie kontakty między np. naszymi rodzinami. Absolutnie nie" - dodał.

"Jestem z natury człowiekiem, który ma duże grono przyjaciół, znajomych, dużą rodzinę, dużo kolegów. W tej całej hierarchii pan Sobiesiak zalicza się do moich znajomych. Gdybym utrzymywał z nim bliskie kontakty, gdybym miał jakieś powiązania biznesowe czy inne, z pewnością byłoby to dla mnie szalenie ważne" - powiedział.

Powiedział też, że o tym, iż Sobiesiak został skazany, dowiedział się 1 października 2009 r., gdy - jak mówił - "rozpoczęła się rzekoma afera". Dodał, że nie dociekał jego przeszłości, życia prywatnego i rodzinnego. B. szef CBA Mariusz Kamiński powiedział przed komisją śledczą, że Sobiesiak został skazany w 2005 r. za przestępstwa korupcyjne.

Urbaniak dopytywał Chlebowskiego o jego spotkanie z Sobiesiakiem 31 sierpnia 2009 r. na cmentarzu pod Wrocławiem. Chlebowski odparł, że spotkanie na cmentarzu nie różni się niczym od spotkania "na ulicy, na rogu ulicy, w rynku, na spacerze". "Gdyby nie to, że pan Sobiesiak był obserwowany przez agentów CBA, czy to by miało jakiekolwiek znaczenie? Żadnego" - ocenił.

Na pytanie Urbaniaka, o czym rozmawiał z Sobiesiakiem 31 sierpnia, Chlebowski odparł, że "prawdopodobnie na temat Czorsztyna". "Chciałbym wyraźnie podkreślić, (...) że z tą sprawą nie miałem nic wspólnego. Nawet sugestie CBA, abym gościł gdzieś tam w Niepołomicach, w pięknym mieście niedaleko, rozmawiał z działaczami PO, to są insynuacje (...) wiem, że w tej sprawie prowadzone jest postępowanie i jestem pewny, że w tym postępowaniu okaże się, jaką rolę pełniła moja osoba" - powiedział.

Portal tvp.info pisał w listopadzie 2009 r. o przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego nad Jeziorem Czorsztyńskim, którym interesować miał się Sobiesiak. Kluczową postacią przetargu był Lech Janczy - ówczesny działacz PO, który był pełnomocnikiem zarządu państwowego Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy, do których należał wyciąg.

Według tvp.info, przetarg był zaplanowany na 12 października, a Janczy miał z końcem września pożegnać się z firmą; Sobiesiak w rozmowach z Chlebowskim i b. ministrem sportu Mirosławem Drzewieckim miał zabiegać o to, by ci sprawili, żeby Janczy pracował w niedzickiej elektrowni w momencie rozstrzygnięcia przetargu. Przetarg odbył się, ale ze względu na podejrzenia co do Janczego został unieważniony. Janczy został później wykluczony z PO.

Odpowiadając na pytanie Sławomira Neumanna (PO), Chlebowski powiedział, że Sobiesiak nie wspierał jego kampanii wyborczej. Zaprzeczył ponadto, aby Sobiesiak proponował mu pieniądze za ewentualne przysługi realizowane zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora. "Nigdy nie proponował pieniędzy, on mnie doskonale znał. Wiedział, że gdyby to uczynił, to byłby koniec naszej znajomości" - powiedział Chlebowski.

Jak podkreślił, nie przypomina sobie, aby znał córkę Sobiesiaka Magdalenę. "Widziałem jej CV jako osoby wykształconej, ale nie znam bliżej córki pana Sobiesiaka" - dodał. Przyznał, że parę miesięcy temu Sobiesiak rozmawiał z nim o ewentualnej pracy dla córki i stąd otrzymał jej CV. Jednak - jak zapewnił - "nigdy w tej sprawie nie podjął żadnych działań".

Chlebowski powiedział też, że Sobiesiaka znają również politycy Lewicy, którzy - według niego - grają z nim w golfa, jak także politycy PiS. "Nawet są tacy politycy z kierownictwa Prawa i Sprawiedliwość, którzy pracowali u pana Sobiesiaka. (...) Dla mnie to nie jest coś dziwnego, coś naprawdę nadzwyczajnego. Nie potępiam polityków ani Lewicy, ani polityków PiS-u, którzy znają Ryszarda Sobiesiaka. Znam też wielu przyzwoitych ludzi, którzy go znają, bo to jest człowiek, który w środowisku wrocławskim jest osobą znaną. Nie tylko z hazardu. To były piłkarz, były właściciel klubu piłkarskiego" - mówił Chlebowski.

Poseł Urbaniak dopytywał o nazwiska polityków, którzy znają Sobiesiaka, jednak Chlebowski nie chciał odpowiedzieć.