Awantura z Google’em, który zagroził wycofaniem się z Chin w proteście przeciw włamaniom rządowych hakerów i cenzurze internetu, nie zrobiła wrażenia na komunistycznych władzach.
Dwaj najwięksi operatorzy sieci komórkowych w Państwie Środka – China Mobile i China Unicom – zablokowali usługę wysyłania wiadomości tekstowych tym abonentom, których przyłapano na wypisywaniu „nieprawomyślnych treści”, podała w miniony weekend chińska prasa. China Mobile przyznało nawet, że współpracuje z milicją, informując ją o przypadkach, gdy w treści SMS-ów pojawia się wzmianka o pornografii, przemocy, przestępstwach, terroryzmie, oszustwach finansowych czy hazardzie.

Pornografia to pretekst

W zeszłym roku Pekin zapowiedział kampanię przeciw pornografii w internecie i telefonach komórkowych. Na tej postawie zamknięto bądź zablokowano 15 tysięcy stron pornograficznych, w tym 11 tys. takich, które można oglądać poprzez komórki – podała w ubiegłym tygodniu agencja Xinhua. Operatorzy komórkowi natomiast zainstalowali systemy, które wyłapują newralgiczne słowa w wysyłanych wiadomościach.
– Celem tej operacji nie jest tylko blokowanie pornograficznych treści. To prawdopodobnie tylko zasłona dymna, która ma ukrywać prawdziwe intencje władz, czyli kontrolowanie potencjalnych przeciwników – mówi nam Kerry Brown, specjalista od Chin w brytyjskim ośrodku analitycznym Chatham House.

Miliardy SMS-ów do kontroli

W Chinach w użyciu jest ponad 720 milionów telefonów komórkowych, czyli więcej niż w jakimkolwiek innym kraju. China Mobile jest największym operatorem na świecie, a jego 518 milionów abonentów wysyła dziennie średnio 1,7 mld wiadomości dziennie. – Koszty nie są dla władz problemem – mają 50 tys. ludzi, którzy zajmują się cenzurą, i nieograniczone środki. Ale nie sądzę, żeby to przyniosło pożądane efekty – mało kto wysyła w ten sposób politycznie drażliwe treści. Ma to negatywny wpływ na wolność słowa, a przez to na gospodarkę, która zależy od szybkiej i rzetelnej informacji – uważa Brown.
W zeszłym tygodniu internetowy gigant Google zagroził, że wycofa się z Chin po tym, jak tamtejsi hakerzy usiłowali się włamać do kont e-mailowych chińskich dysydentów. W tej sytuacji wizerunek Państwa Środka niewiele poprawi informacja, że władze przywracają możliwość wysyłania SMS-ów w prowincji Xinjiang, gdzie w lipcu zeszłego roku doszło do gwałtownych starć między muzułmańskimi Ujgurami a Chińczykami.
współpraca kk