Od 5 tys. zł do ponad 191 tys. przeznaczają samorządy na przeprowadzenie referendów lokalnych w sprawie odwołania wójta, burmistrza, prezydenta, rady gminy czy miasta. Od początku kadencji obecnych władz samorządowych, od jesieni 2006 roku, odbyły się 54 takie referenda, w tym 9 było ważnych.

Sekretarz Państwowej Komisji Wyborczej Kazimierz Czaplicki powiedział PAP, że prawie wszystkie koszty dotyczące organizacji referendum lokalnego pokrywa samorząd, dlatego PKW nie monitoruje tych wydatków. Dodał, że z budżetu państwa poprzez Krajowe Biuro Wyborcze finansowane są działania komisarza wyborczego, który m.in. bada wiarygodność podpisów osób popierających wniosek o przeprowadzenie referendum i sprawdza poprawność wyników głosowania.

Komisarz wyborczy zarządza również drukowanie na koszt państwa kart do głosowania. Przeciętnie wynosi to 2-3 tys. zł; w przypadku referendum w sprawie odwołania prezydenta Olsztyna było to 7,5 tys. zł.

PAP sprawdziła w samorządach, ile kosztują je referenda o odwołanie lokalnych władz.

Ponad 191 tys. zł kosztowało zorganizowanie referendum w sprawie odwołania prezydenta Olsztyna Czesława Małkowskiego w listopadzie ubiegłego roku. Referendum, w którym głosowało 32 proc. uprawnionych do tego mieszkańców miasta, było wiążące - prezydent został odwołany. Skierniewice na referendum w sprawie odwołania swojego prezydenta Leszka Trębskiego wydały w lipcu 2008 r. ok. 68 tys. zł. Zagłosowało niecałe 7 proc. uprawnionych - referendum było nieważne, prezydent zachował stanowisko.

Sopot na majowe referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta Jacka Karnowskiego wyłożył ponad 31 tys. zł. Zagłosowało ponad 40 proc. mieszkańców, z których większość poparła Karnowskiego. Referendum było ważne, prezydent został na stanowisku. To jedyny przypadek w obecnej kadencji samorządów, gdy w ważnym referendum osoba, której głosowanie dotyczyło, nie została pozbawiona funkcji.

Znacznie mniej na organizację referendów w sprawie odwołania władz lokalnych wydają gminy. Około 10 tys. zł za referendum w sprawie odwołania wójta zapłaciła gmina Rejowiec (woj. lubelskie). Gmina Przywidz z Pomorza na podobne referendum wydała ok. 8 tys. zł, a gmina Filipów z województwa podlaskiego - 5,3 tys. zł. Wszystkie trzy referenda były nieważne.

W wyniku 9 referendów, które w tej kadencji samorządów były ważne, odwołano: czterech wójtów, dwóch burmistrzów oraz dwóch prezydentów miast (Zduńskiej Woli i Olsztyna); w referendum - w Sopocie - mieszkańcy postanowili o pozostawieniu prezydenta miasta na stanowisku. Wszystkie referenda, które dotyczyły odwołania rady gminy lub miasta, były nieważne.

Najwięcej referendów - po osiem - przeprowadzono w tej kadencji w województwach: lubelskim i dolnośląskim. Po pięć było ich w województwach: świętokrzyskim, mazowieckim i łódzkim; po cztery - w kujawsko-pomorskim i małopolskim. W województwach: śląskim i pomorskim odbyły się po trzy referenda; w warmińsko-mazurskim, opolskim, podlaskim po dwa; jedno odbyło się w województwach: podkarpackim, zachodniopomorskim i wielkopolskim.

W najbliższych tygodniach w całym kraju planowanych jest siedem kolejnych referendów.

Zgodnie z ustawą o referendum lokalnym z wnioskiem o referendum w sprawie odwołania wójta, burmistrza lub prezydenta może wystąpić rada gminy lub miasta, albo mieszkańcy. Z kolei referendum w sprawie odwołania rady miasta lub gminy może być przeprowadzone tylko na wniosek mieszkańców. W obu przypadkach wniosek musi poprzeć 10 proc. uprawnionych do głosowania (w gminie lub powiecie) lub 5 proc. (w województwie). Aby referendum było ważne, musi zagłosować co najmniej 3/5 liczby osób biorących udział w wyborze rady lub wójta (burmistrza, prezydenta).

Zdaniem eksperta z dziedziny samorządu terytorialnego Michała Kuleszy, słaba frekwencja w lokalnych referendach może wynikać z małej świadomości problemu, który jest jego przedmiotem. "Problem albo nie jest wystarczająco poważny dla społeczności lokalnej, albo nie został jej uświadomiony" - ocenił w rozmowie z PAP.

W ocenie Kuleszy w takich sytuacjach zawodzi komunikacja społeczna - jeśli jej nie ma, ludzie nie bardzo się angażują w społeczne inicjatywy. "Musi zaistnieć poczucie wspólnoty i myślenie, że chodzi o nasze interesy" - zaznaczył.

Z kolei w ocenie kierownika katedry samorządu terytorialnego Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie Andrzeja Piaseckiego niewielkie uczestnictwo mieszkańców w lokalnych referendach związane jest ze słabym poczuciem współodpowiedzialności za władzę oraz z niechęcią do polityki. Według niego dobrym pomysłem na zwiększenie frekwencji mogłoby być wprowadzenie głosowania elektronicznego albo za pomocą poczty.

Piasecki zwrócił uwagę, że ważne referenda w sprawie odwołania władz samorządowych stanowiły w tej kadencji ok. 20 proc., a to - jego zdaniem - wcale nie jest mało. Zaznaczył, że w poprzednich kadencjach było to ok. 10 proc., więc obecnie - mówił - "jest światełko w tunelu".

Według szefa sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej Bronisława Dutki (PSL) niska frekwencja w referendach w sprawie odwołania władz samorządowych to efekt braku zainteresowania mieszkańców. Zwrócił uwagę w rozmowie z PAP, że zazwyczaj, gdy sam wójt, burmistrz czy prezydent nawoływali do udziału w referendum, okazywało się ważne. Zdaniem Dutki frekwencję poprawiłoby wprowadzenie obowiązkowego udziału w referendum. "Tylko obowiązkowy udział, nic poza tym, bo jak inaczej mamy zmusić ludzi do głosowania" - mówił.

Z kolei zdaniem Grażyny Gęsickiej (PiS), również z komisji samorządowej, warto rozważyć zmniejszenie progu frekwencji, decydującego o ważności głosowania.

Jednak wiceszef komisji Waldy Dzikowski (PO) zwraca uwagę, że próg frekwencji już został obniżony - z 30 proc. do 3/5 liczby osób biorących udział w wyborze danej rady czy wójta (burmistrza, prezydenta). Odnosząc się do statystyk ważności referendów i ponoszonych na ich przeprowadzenie wydatków, podkreśla: takie są koszty demokracji.

"Ludzie mają prawo iść lub nie iść na głosowanie, to jest ich wolny wybór" - zaznacza z kolei Witold Gintowt-Dziewałtowski (Lewica), wiceszef komisji samorządowej. Jego zdaniem 9 ważnych referendów na 54 przeprowadzone to satysfakcjonujący wynik. "Taka jest demokracja i na żadne z jej narzędzi nie wolno nam się obrażać" - dodał.