Media i komentatorzy spekulują, czy prezydent sam się ułaskawi.
45. gospodarz Białego Domu przed jego opuszczeniem wciąż podejmuje polityczne decyzje. Jedną z nich było zredukowanie amerykańskiego kontyngentu w Afganistanie i Iraku. Ale jedna ze spraw na agendzie Donalda Trumpa jest wyjątkowo osobliwa. Chodzi o przywrócenie w prawie federalnym możliwości wykonywania kary śmierci za pomocą krzesła elektrycznego lub plutonu egzekucyjnego. A to na wypadek, gdyby był problem z pozyskaniem chemikaliów niezbędnych do przeprowadzenia śmiertelnego zastrzyku – głównego i w większości stanów jedynego sposobu wykonywania egzekucji.
Departament Sprawiedliwości w sierpniu ogłosił projekt w tej sprawie, a 6 listopada, czyli trzy dni po wyborach, biuro prawne Białego Domu przychyliło się do wniosku. Dokument czeka teraz na podpis prezydenta, który może go złożyć w każdej chwili. Do 20 stycznia, kiedy nastąpi zaprzysiężenie nowego szefa państwa, zaplanowano wykonanie pięciu wyroków na osobach skazanych na karę śmierci za przestępstwa federalne. Joe Biden tymczasem jest abolicjonistą i zapowiedział, że kolejnym oczekującym na egzekucję ludziom zamieni karę na dożywocie.
Agencja Ochrony Środowiska (EPA) jest z kolei na dobrej drodze do wprowadzenia kilku przepisów, które na co najmniej pięć lat rozluźniłyby ograniczenia dotyczące zanieczyszczania środowiska. Rzecznik EPA odmówił mediom komentarza, kiedy te przepisy zostaną wprowadzone, ale z przecieków z Białego Domu wynika, że raczej przed 20 stycznia 2021 r. Administracja Trumpa chce też ograniczenia imigracji wysoko wykwalifikowanych pracowników.
W październiku resorty bezpieczeństwa wewnętrznego i pracy zaproponowały przepisy mające na celu podniesienie wymagań płacowych i edukacyjnych dla wiz H-1B, które są często stosowane w przemyśle informatycznym. Propozycja spotkała się ze sprzeciwem ze strony federalnej agencji drobnej przedsiębiorczości, której kierownictwo uważa, że zdławi ona innowacje i wzrost gospodarczy. Jednak przy podnoszeniu pułapu płac dla wykwalifikowanych imigrantów administracja forsuje inną, nową zasadę, aby obniżyć pensje nisko wykwalifikowanych pracowników rolnych spoza Stanów Zjednoczonych.
Jest jeszcze inna sprawa, która rozstrzygnie się, zanim Trump opuści Biały Dom, czyli ewentualne ułaskawienie samego siebie. Czy prezydenta może czekać śledztwo federalnego prokuratora w sprawie nieprawidłowości przy pełnieniu urzędu prezydenta? To będzie zależało od nowego kierownictwa resortu sprawiedliwości, a przede wszystkim od polityki Bidena, bo postawienie w stan oskarżenia lidera opozycji, który zdobył w wyborach prawie 74 mln głosów i dalej jest – jak mówią sondaże – najpopularniejszym przedstawicielem Partii Republikańskiej, byłoby sprawą ewidentnie polityczną, a więc obciążoną dużym ryzykiem. Jednak część komentatorów uważa, że przeciw Trumpowi rozpocznie się dochodzenie dotyczące nacisków na podległych mu urzędników, przekroczenia uprawnień i nielegalnego finansowania kampanii.
Jednak odchodzący prezydent może sam się ułaskawić. Opinie są raczej zgodne, że byłoby to legalne nawet w przypadku przestępstw, w których nie tylko nie doszło do skazania, ale też nie powstał akt oskarżenia. Sam Trump podczas zeszłotygodniowego, pierwszego po wyborach briefingu z dziennikarzami nie odpowiedział na pytanie, czy planuje zastosować prawo łaski wobec siebie, ale machina z ułaskawieniem już ruszyła. Pierwszą osobą zwolnioną z kary jest gen. Michael Flynn, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, skazany przez sąd federalny za składanie fałszywych zeznań w sprawie spotkania z rosyjskim ambasadorem Siergiejem Kislakiem.
Jest jednak jedna sprawa, w której prezydent nie może się ułaskawić: przestępstwa podatkowe. Podjęciem tego tematu jest zainteresowany Cyrus Vance, nowojorski prokurator okręgowy dla dystryktu Manhattan. Ma on od jakiegoś czasu na oku fałszowanie ksiąg w firmach Trumpa oraz oszukiwanie fiskusa poprzez niezgodne z prawem wykorzystywanie ulg przy odliczeniach od bazowej kwoty opodatkowania. Oficjalnie śledztwo mogłoby sią rozpocząć mniej więcej w połowie roku, a proces gdzieś na początku 2022 r.
Gdyby Trump został skazany, to nawet w przypadku apelacji trafiłby do więzienia na Rikers Island, bo w sądownictwie stanowym w USA jest tak, że nieprawomocnie skazany, wobec którego toczy się apelacja, jeśli nie zostanie zwolniony przez sąd, musi stawić się w zakładzie karnym. Ale przy takim scenariuszu problem będą mieć demokraci. Zamknięcie za kratami popularnego lidera i profety ludu spod hasła „Make America great again” może skończyć się protestami i nieposłuszeństwem obywatelskim na trudną do przewidzenia skalę.