Dziś z rana rolnicy mają się spotkać przy ul. Nowogrodzkiej. W pobliżu biura szeregowego posła Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego, który ma słabość do zwierząt.
Być może w ogóle się tam nie pojawią. Być może wręcz przeciwnie – nawet zostaną zaproszeni do środka na rozmowę. W każdym razie na pewno o temacie będzie głośno. Szczepan Wójcik, jeden z większych hodowców zwierząt futerkowych, który założył również własną telewizję i dobrze żyje z redemptorystą z Torunia, zaczął używać hasła „zdrada PiS”. Temat podchwytują posłowie z Konfederacji, a lewica atakuje z drugiej strony, mówiąc o tym, że potrzeba nam rzecznika praw zwierząt.
Można użyć popularnego w ostatnich latach w sporze politycznym sformułowania – słychać wycie, znakomicie. Bo wydaje się, że politykom wcale nie chodzi o to, by rozwiązać problem złego traktowania zwierząt. To akurat rzecz mało kontrowersyjna: tak jak przyzwoity człowiek nie chce kraść, tak też nie chce krzywdzić. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym wypadku te hodowców zwierząt futerkowych – bo do tego nasza publiczna dyskusja się sprowadza. Co mnie najbardziej frapuje, to fakt, że tak naprawdę hodowcy futer byli już z rządzącymi wstępnie dogadani. Nieoficjalnie mówiło się, że ma zostać wprowadzony zakaz hodowli zwierząt psowatych (czyli np. lisów), zakaz powstawania nowych farm i powolne ograniczanie tego biznesu.
Nagle jednak zamiast spokojnego spotkania przy stole negocjacyjnym i rozłożenia planowanych zmian w czasie mamy rozmowę, w której wszyscy mówią, nawet krzyczą, ale nikt nie słucha. Takich przykładów z ostatnich lat można przytoczyć wiele. Najświeższy to awantura o prawa osób LGBT, wcześniej były m.in. spory o ustawę o IPN i pokazanie przez rząd brzydkiego rysu antysemickiego. Były też przepychanki o uchodźców, którzy do Polski nigdy nie dotarli i dotrzeć nie chcieli. Jeśli poszukać wspólnego mianownika dla tych spraw, to w każdej chodzi o to, by było głośno i niewiele się zmieniało. Tworzymy wirtualne problemy i w spektakularny sposób je rozwiązujemy.
Oczywiście takie stwierdzenie nie jest niczym nowym – wielu znacznie bardziej przenikliwych obserwatorów życia publicznego mówi o tym od lat. Po pierwsze jednak, warto to przypominać, bo wszystkim nam będzie lepiej, jak będziemy umieli się dogadać. Także w kwestii ochrony zwierząt.
Po drugie, ten hałas jest tematem zastępczym, zagłusza rzeczy, które wydają się znacznie istotniejsze. W moim przekonaniu warto pamiętać, że mamy recesję i wielu analityków zapowiada kryzys gospodarczy – ba, można się nawet spróbować do niego przygotować. Ale to wymaga żmudnej pracy, a nie krzyku w mediach. Warto też pamiętać o kwestiach bezpieczeństwa – poza ściągnięciem Amerykanów w ostatnich latach naprawdę niewiele dobrego w tym temacie zrobiliśmy. Jednak to znowu wymaga żmudnej pracy i trudnych decyzji, a nie publikowania zdjęć z przecinania wstęg wirtualnych placów budowy. Można też zastanowić się, jak wyglądają negocjacje w kwestii kluczowego dla nas budżetu unijnego. Można.
Można też po prostu przejechać prętem po klatkach zwierząt i słuchać, jak głośno zaczną wyć.